127
127
Za kilka godzin odebrałam telefon.
- Mamo, jestem szczęśliwa, że jestem w Nowym Jorku. Jestem oczarowana, jest piękniej niż sobie wyobrażałam. Ciocia mnie zabrała na Manhattan. Byłam na Word Trey Center. Widziałam Statuę Wolności. Bardzo się cieszę, że tu jestem. Jutro jadę pociągiem do hotelu.
- Sama?
- Tak, bo wujek z ciocią pracują. Jadę z największego dworca Grand Central. Ciocia mnie tam zawiezie na, a dalej sama.
- Poradzisz sobie?
- Mamo wiesz, czuje się tak, jakbym się tutaj urodziła. Mam wrażenie, jakbym była w swoim mieście. Wiesz to jest moje miejsce na ziemi. Ale będę już kończyć, bo nie chcę cioci naciągać na telefon. Zadzwonię jak już będę na miejscu.
- Córeczko, nie masz za dużo pieniędzy. Może znajdź miejsce, gdzie będziesz miała dostęp do internetu i będziemy rozmawiać na gadu - gadu.
- Mamo, proszę cię, to jest Ameryka , nie Polska. Tutaj kupuję kartę za pięć dolarów i mogę rozmawiać z Polską dwie godziny.
- Dobrze córeczko, to czekam na telefon.
Wieczorem Marta do mnie zadzwoniła.
- Mamo, możesz podejść do komputera. W tym hotelu, w którym jestem, jest internet, jest basen, ładne pokoje, ale nie ma jeszcze żadnych studentów. Przyjechałam pierwsza.
- Dobrze, już idę do komputera.
Pisałyśmy do siebie na gg. Marta opisywała mi miejscowość, hotel, ja jej pisałam co się dzieje w Gliwicach, w domu. Codziennie miałyśmy ze sobą kontakt. Cieszyła się, gdy już przyjechała pierwsza polska studentka, Gosia. Razem chodziły na zakupy, mieszkały w jednym pokoju. Chodziły do pralni. Trochę była niezadowolona, z tego, że pada deszcz i nie podjęła pracy, a zabrane z Polski dolary, jakoś szybko się jej „rozchodzą”. Czekała na wiadomość od pracodawcy. Po kilku dniach otrzymała telefon.
Komentarze
Prześlij komentarz