131
131
- Mamo, David mi się oświadczył. – Prawie krzyczała rozradowana do słuchawki.
- Marta?!
- Tak, ale nie martw się. On chce, żebym nie wracała do Polski. Poprzez małżeństwo nabywam praw amerykańskich.
- Chcesz zostać?!
- Nie wiem rozważam taka możliwość. Jeśli miałabym tu zostać, to nie chcę być nielegalną imigrantką. Prawie wszyscy polscy studenci, z którymi jestem zostają. Nikt nie chce wracać do Polski.
- Zaskoczyłaś mnie. Ale chcesz wziąć ślub bez miłości. Nie rób tego. Wiesz, ze ja tak zrobiłam. To nie jest dobra decyzja.
- Oj mamo, skąd wiesz, ze bez miłości. David się tak zachowuje, jakby mnie kochał. Widzę, że bardzo się mną opiekuje i mu na mnie zależy.
- A ty?
- Jeszcze nie wiem. Wiem, że nie chcę wracać do Polski.
- A ja? – Zapytałam egoistycznie.
- Porozmawiamy o tym innym razem, teraz muszę już kończyć. Pa, mamo.
- Pa córeczko.
Byłam zszokowana, ta wiadomością. Zbliżały się dwudzieste czwarte urodziny Marty – dwudziesty siódmy lipca. Odebrałam z drukarni tomik wierszy, który oddała do druku jeszcze przed wylotem. Wysłałam jej małą paczkę z życzeniami, wydanymi wierszami, łańcuszkiem przywiezionym z Rzymu. Dzień po urodzinach Marta zadzwoniła:
- Mamo jestem taka szczęśliwa. Miałam najwspanialsze urodziny. Nigdy w życiu takich nie miałam. Dziękuję ci za prezent. Dostałam od ciebie paczkę.
- Opowiadaj. Jestem ciekawa.
- Wyobraź sobie, ze moi koledzy i koleżanki dali mi w prezencie ogromny tort z napisem „Wszystkiego najlepszego Martusia”. W amerykańskiej cukierni zgubili literkę „j”, ale kto by się tym przejmował. Gospodarze udekorowali podwórko.
Komentarze
Prześlij komentarz