9 maj 1998 – sobota
9 maj 1998 – sobota
Dzisiejszy dzień był bardzo sympatyczny. Opiszę jednak wcześniejsze wydarzenia. We wtorek mieliśmy jechać na wycieczkę do Cieszyna. Dojechaliśmy jednak tylko do Sośnicy i okazało się, że z naszym autobusem jest coś nie tak. Tak więc wróciliśmy z powrotem do Gliwic. Gdyby S. przyszedł ze swoim kumplem, to mogłabym poprzyglądać się Misiowi. Tak, tak Misiowi. Z tego co słyszałam, jest on dobrym kumplem S. i robi fajne imprezy. Co prawda tego się po nim nie spodziewałam, ale ludzie się zmieniają. Mimo wszystko chciałabym, aby Misiu pojechał z nami na wycieczkę, abym mogła zobaczyć jak bardzo się zmienił, czy dalej jest taki słodki i…czy mnie pamięta. W to ostatnie bardzo wątpię, ale jakieś szanse jednak są. Może aż tak bardzo się nie zmieniłam. Oj! Zaczyna mi odbijać. Przecież jeśli to jest „mój” misiu, to zmienił się tak bardzo, że raczej bym go nie lubiła. A poza tym tyle ludzi przewinęło mu się przed oczami u nas w szkole i później, że bez dwóch zdań – nie pamięta mnie!!! To smutne, ale sądzę, że prawdziwe. Dobra koniec na temat Misia. I tak w ogóle miało o nim nie być mowy. Następne „wydarzenie” miało miejsce w czwartek (7 maja). Wracałam z Anką i Pawłem z francuskiego. Nagle zobaczyłam Mulata z mamą. Sądziłam, że on mnie nie zauważył. Ale kiedy popatrzyłam się na jego buzię, on akurat zaczął patrzeć na mnie. I tak szliśmy kawałek patrząc sobie w oczy. Nie wiem – było to troszkę dziwne. Tzn. z jednej strony było to bardzo ciepłe spojrzenie, ale z drugiej strony jednak… no cóż. W pewnym momencie Mulat tak bardzo zmienił temperaturę swojego spojrzenia, że przeniosłam wzrok z niego na samochód. Przeważnie „traktował” mnie bardzo sympatycznie. Ale jak widać wszystko zaczyna się zmieniać. Jak zwykle gdy na kimś zaczyna mi zależeć, on wtedy zaczyna odsuwać się od mojej osoby. Tak jest zawsze, za każdym razem. Może powinnam być zawsze zimna i nie myśleć o żadnych chłopakach (no chyba, że o tych u których nie mam żadnych szans). Dobra koniec narzekania. Będzie co ma być. W końcu Mulat będzie musiał coś wybrać. A zresztą niech nie wybiera. Teraz parę słów na temat Dzidziusia. W piątek się znowu na mnie tak dziwnie patrzył. Ale muszę się napisać, że zaczęłam się przyzwyczajać do tego jego smutnego spojrzenia. Dobra, teraz już przechodzę do wydarzeń dnia dzisiejszego. Mimo wszystko nic nie wskazywało na to, że spotkamy pewnych „ktosiów”. Rano byłyśmy z Keketką w mieście. Spotkałyśmy Marysię i Magdę i umówiłyśmy się z Marysią pod Neptunem. Łaziłyśmy po Rynku i ulicy Zwycięstwa przez dwie godziny. Widziałyśmy dużo różnych ludzi. Dużo też było ludzi z mojej szkoły. No i kiedy około ósmej postanowiłyśmy iść do Magdy, aby ją odwiedzić, zobaczyłyśmy moją byłą miłość. Mam tu oczywiście na myśli Marka, który był z Sommerem. Kiedy oni zaczęli się na nas gapić, powiedziałam dosyć głośno: - No i co się patrzycie? Sądzę, że chyba to usłyszeli. Nic mnie to jednak nie obchodzi. My szłyśmy do Magdy, a oni na przystanek na Nowym Świecie. Jeszcze parę razy się na nas patrzyli. Trochę mnie to wkurzało, a trochę…mimo wszystko cieszyło. Wiem, że to głupie. Ale wiem również, że mimo wszystko Marek chyba „coś” (fakt, że małe „coś”) dla mnie znaczy. Wiem, że jeśli Marek chciałby się ze mną „zaprzyjaźnić” to ja też bym tego chciała. Nie mogę jednak z powrotem wrócić do Marka. Nigdy nie mogę pozwolić na to, aby Marek stał się najważniejszy. No chyba, że ja dla niego też będę równie dużo znaczyć. Jednak prędzej świat się skończy, niż Marek będzie chciał być ze mną. (Dopisek – To prawda). Pomimo wszystko zostaję przy Mulacie. Teraz jego będę idealizować. Teraz on będzie najważniejszy. I pewnie przez to go stracę. (Dopisek – Nie było co tracić). Na razie koniec narzekania. Teraz kładę się spać, a resztę opiszę jutro. Nie jest teraz jutro ani pojutrze. Dzisiaj jest 22 maj i teraz dopiero kończę wpis. Gdy dotarłyśmy na ulicę Lotników zobaczyłyśmy Siergie`go na rowerze. Acha. Wcześniej gdy przechodziłyśmy koło bloku Polo i Siergie`go ktoś w samych slipkach stał na balkonie, który prawdopodobnie należy do P. No i właśnie ten ktoś wyglądał jak P. Ale najlepsza była Maryśka. Ponieważ nie zna P. zaczęła mu machać, a on uciekł do mieszkania. Dobra to tyle a` propos soboty.
Witam.
Dzisiejszy dzień, dżdżysty napawa melancholią i wspomnieniami. Myślę, że zawsze jest czas na miłość. Szkoda tylko, że dzisiejsza młodzież ma utrudnia spotkania.Jedni na kwarantannie, inni w izolacji, nauczanie zdalne i jak w takiej sytuacji przezywać takie przygody jak miała Marta. No cóż pewnie miłość będzie w takiej, czy innej formie, bo miłość jest wieczna.
Życzę wszystkim miłośći i słońca.
Pozdrawiam
Ela
Komentarze
Prześlij komentarz