14 lipiec 1998 – wtorek Gliwice

14 lipiec 1998 – wtorek Gliwice 

Do Gliwic wróciłam już kilka dni temu, ale dalej myślę o obozie, o Kropie, o Muszce i innych ludziach. Co do dyskoteki to miałam rację. Gdzieś tak w połowie dyskoteki usiadłam z dala od wszystkich ludzi i … całkiem po prostu rozpłakałam się. A potem nie mogłam się uspokoić. Parę razy wydawało mi się, że Wojtek widzi co się ze mną dzieje, ale boi się podejść. Nie wiem, może tylko sobie to wymyśliłam? Rozpłakałam się ponieważ uświadomiłam sobie, że ostatni raz tańczyłam z facetem w siódmej klasie, a i tak zapewne był to Zboro, Szczepan, albo ktoś w tym stylu. Przecież to okropne. Potem wymyślałam wszystkie inne rzeczy, aby siebie bardziej pognębić. Jak zwykle. W tym czasie tak bardzo chciałam, aby przyszedł ktoś i przytulił mnie i powiedział, że wszystko będzie OK. Ale oczywiście nikt się mną nie przejmował. Bo niby kto? Przecież każdy traktuje mnie bezosobowo, jak rzecz bez uczuć, bez myśli, którą można ranić, bo ona i tak nic nie czuje. Tak właśnie jak sądzę, odbierają mnie inni. A ja cierpię, bo tak bardzo potrzebuję ciepła, uczucia, poczucia bezpieczeństwa i miłości. Lecz jak widać, nie jest mi to dane. Jak widać, nie jest mi pisane SZCZĘŚCIE. 


Witam.

To ważne słowa, które Marty pisze. Ile osób ma takie doświadczenia jak ona? Ja też miałam i czasami też mam takie chwile i niekoniecznie na dyskotekach. Uczę się kochać samą siebie i przytulać się do Pana Jezusa. To pomaga.

Pozdrawiam

Ela

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

139

Czary / Spells

137