NYC, Brooklyn, 10/ 2/ 06 – poniedziałek
NYC, Brooklyn, 10/ 2/ 06 – poniedziałek
Dobiega końca moja amerykańska przygoda, skoro znów jestem na Brooklynie u ciotki. Ale nie żałuję ani jednej chwili spędzonej tutaj. Zresztą wciąż mam sześć dni, więc może uda mi się jeszcze nazbierać więcej wspomnień. Na to przynajmniej bardzo liczę.
Niewątpliwie spędziłam kilka dni z ostatnich dwóch tygodni razem z Davidem. Napisać, że było wspaniale to za mało. Bo nie dość, że świetnie się bawię z Davidem w nazwijmy to, intymnych sprawach, to jeszcze naprawdę dobrze się rozumiemy i potrafimy godzinami rozmawiać o wszystkim, co chwila mówiąc – ja też tak miałam/em/, też to lubię etc. Okazuje się, że łączy nas więcej niż mogłoby się wydawać, że może mnie łączyć z dwudziestolatkiem z Bronxu. Nie wiem jak to się stało, ale zaczęliśmy mówić o miłości. Tak do końca nie wiem czy to co czuję to jest właśnie miłość, ale niewątpliwie darzę go jakimś nieokreślonym uczuciem i jest mi bliższy niż ktokolwiek inny. Więc może to właśnie jest miłość. Ufam mu, uwielbiam spędzać z nim czas., przy nim czuję się sexy dziewczyną i prawdziwą kobietą, uwielbiam go czuć jak najbliżej siebie i to sprawia, że zaczynam myśleć o seksie z nim, bez niego czuję się pusta i opuszczona. Może to mówi więcej niż słowo miłość?
P.S. Zostałam wczoraj jego dziewczyną. Szkoda tylko, że się z nim nie mogę spotkać, bo jest chory.
Witam.
Zakochana Marta, nareszcie i szczęśliwa.
Pozdrawiam
Ela
Komentarze
Prześlij komentarz