22
22
Wróciłam z cmentarza do pustego domu, wypełnionego jej pamiątkami, zdjęciami, ciszą, wspomnieniem jej śpiewu, głosu, śmiechu. Czułam, że nie wytrzymam bólu, rozpaczy. Myślałam o samobójstwie, ale jako osoba wierząca wiedziałam, ze jeśli to zrobię, mogę nigdy się z Martą nie spotkać na tamtym świecie. I jej twórczość. Kto by się o nią zatroszczył, żeby ujrzał ją świat. Wydałam już jej pierwszy tomik wierszy “ Przerwany lot”. Przygotowywałam kolejne. Wiedziałam, ze nikt poza mną tego nie zrobi. Dlatego pomimo strasznego cierpienia trzymałam się życia.
Nagle moją straszną rozpacz przerwał dźwięk telefonu. Z ledwością podeszłam do telefonu. Przez łzy i szloch zachrypniętym głosem wydusiłam z siebie
- Halo
- Cześć Ela tu Wiesia z Nowego Jorku
- Cześć, bardzo się cieszę, że dzwonisz. Co się stało?
/ Zadałam to pytanie, ponieważ Wiesia nie dzwoniła od czasu pogrzebu Marty. Owszem wysyłała mi czasami maile z internetowymi humorami/.
- Dostałam od ciebie tomik wierszy Marty “ Przerwany lot.”. Czytam i płaczę.
- To będziemy razem płakać.
Nie pamiętam o czym rozmawiałyśmy. Wiem, że mówiłam
o swojej samotności, rozpaczy.
W pewnym momencie Wiesia powiedziała:
- Co byś chciała Ela?
- Chciałabym zabrać grób Marty i wyjechać do Nowego Jorku.
- To może tak zrób.
- Naprawdę? - zobaczyłam światełko nadziei w swoim czarnym życiu. Przestałam nagle płakać. Może się nawet uśmiechnęłam.
- Tak. Jeśli chcesz.
- Chcę. Tak. Spróbuję wyjechać na wakacje.
Komentarze
Prześlij komentarz