24

24

Michał był przejęty moim wylotem i całym wydałoby się szalonym przedsięwzięciem. Przecież tak niewiele razy latałam samolotem. Dwadzieścia osiem lat temu do Moskwy i z powrotem. Rok temu do Rzymu i z powrotem, ale nigdy sama. A teraz nie dość, że sama to jeszcze na drugi koniec świata znając bardzo niewiele język angielski. Widziałam, że bardzo się stara. Otaczał mnie troską i pomocą. Odwiózł mnie wraz ze swoją żoną i moim siedmiomiesięcznym wnukiem Maciusiem na Okęcie. Odprowadzili mnie do ostatniej bramki na lotnisku. Dalej musiałam już radzić sobie sama.

Przeszłam przez wszystkie odprawy. Ustawiłam się w kolejce . Oczekiwaliśmy dwie godziny dłużej na lot, bo samolot miał opóźnienie. Wreszcie cała zestresowana i zmęczona dotarłam do swojego miejsca w samolocie. Marzyłam o tej chwili. Wreszcie zostawiłam za sobą wszystkie “polskie” sprawy i wyruszyłam w nieznane, szukając wspomnień o Martusi. Cały prawie lot przespałam. Budziłam się tylko na podawane posiłki i napoje. Zaczęłam odczuwać lekki stres krótko przed lądowaniem. Nagle zdałam sobie sprawę, że muszę przejść kolejną, tym razem amerykańską odprawę. Nie widziałam kuzyna ponad trzydzieści lat. Nie wiedziałam, czy go poznam i spotkam na lotnisku. W końcu lądowałam na największym lotnisku świata. Miałam przekonanie, że Marta odczuwała to samo, poza jednym. Ona znała bardzo dobrze język angielski. Uczyła się go od czwartego roku życia.

Po wylądowaniu byłam zaskoczona ogromnym lotniskiem.

Bardzo ciekawie wyglądała kolejka samolotów. Po wyjściu z samolotu półprzytomna przesuwałam się wolno w ogromnej kolejce, czekając na rozmowę, która pozwoli mi na wejście do Nowego Jorku. Patrzyłam ze zdumieniem na ludzi z całego świata. Po strojach i kolorze skóry można było się domyśleć z jakiej części ziemi tu przybyli.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

139

Czary / Spells

137