1 grudzień 1998 – wtorek

1 grudzień 1998 – wtorek 

Powinnam teraz uczyć się fizyki, ale nie mam ochoty. Za to opiszę wszystkie „wydarzenia” z ostatnich dni. Zacznę od dnia 17 listopada. Byłam wtedy w „ósemce”. Chciałam zobaczyć Marka, Boomera, a może nawet Aliego (?). W każdym razie nie widziałam Siergiego (po raz pierwszy od około sześciu miesięcy), Polo i Blachę. Nie ma to oczywiście większego znaczenia. Następne zdarzenie miało miejsce 21 listopada. Rano jechałam do miasta. W autobusie był Kania. Trochę mu się poprzyglądałam i miałam niezły ubaw, oglądając jego miny. Po południu jechałam do Maryśki. Poszłyśmy z nią do „Plusa”, gdzie widziałam Dawida i Damiana. Miałam z nich niezły ubaw, bo rozmawiali o Marku i Boomerze. Potem poszłam do Marysi. Oglądałyśmy „Independence day” z Willem Smithem i było O.K. 

Dnia 23 listopada był u nas mecz. Lecz pisałam już o tym, więc drugi raz nie będę. Opiszę za to spojrzenia Łukasza. Było to po lekcjach. Szłam z Iwoną na atrium i mówiłam Ewelinie, że będzie mecz z „ósemką”. Mówiłam to dosyć głośno i dosyć „podnieconym” tonem. Wtedy się obróciłam i zobaczyłam Łukasza, który się patrzył na mnie złowrogo. No, ale olałam to. Chwilę później stałam pod salą i czekałam, aż facetka przestanie sprawdzać, czy mamy obuwie zmienne. Wtedy przechodził koło nas (t.j. Iwony i mnie) Łukasz. I znowu tak dziwnie się na mnie popatrzył. Wtedy już się wkurzyłam, bo co on sobie myśli, że ja to jakiś ufoludek? Małpeczka w ZOO? A może monstrum? No, ale mniejsza z tym wszystkim. Nie wiem, o co wtedy mu chodziło, ale więcej się na mnie tak nie patrzył. 

 W środę 25 listopada u nas na języku niemieckim był Marcin ze swoim  kumplem Łukaszem. Wypisywali oceny na kartkach dla rodziców. Łukasz kilka razy dziwnie się patrzył na wszystkich, ale Marcin był lepszy. Gdy powiedziałam trochę dziwne zdanie, które miało wyrazić, że jestem trochę nieobecna duchem. Więc kiedy powiedziałam: - „Trochę mnie tu nie ma”. Marcin popatrzył się na mnie dziwnie trochę zgorszony. Miałam z niego niezły ubaw. 

Dnia następnego 26 listopada jechaliśmy na wycieczkę do Krakowa. Było bardzo fajnie. Byliśmy w Teatrze Stu na spektaklu „Wszyscyśmy z jednego szynela”. Kupę zabawy, ale w pewnym momencie stanęły mi łzy w oczach. Zwykły szewczyk śpiewał o miłości do wielkiej damy. Dobrze wiedział, że to nierealna miłość. Wtedy pomyślałam sobie, że ze mną jest podobnie. Kocham Łukasza, chociaż wiem, że on nie jest dla mnie. Dlatego też łzy napłynęły mi do oczu. Piosenka co prawda skończyła się dobrze, bo wielka dama zakochała się w szewczyku. Nie poprawiło mi to jednak humoru, bo wiem, że nawet jeśli podobałabym się Łukaszowi, on nigdy by się do tego nie przyznał. Jest on pozerem i bałby się reakcji swoich kolegów. Tak więc nie ma dla mnie przyszłości. Łukaszowi nigdy nie będę się podobać (bo daleko mi do ideału jego kolegów). 

W piątek 27 listopada byłam z Krewetką, Marysią i jej kumpelą w „Nitro”. To taki nowy klub, w którym w każdy piątek jest impreza hip – hop`owa. Było ekstra. Świetna muzyka, fajny klimat, koleżeńska atmosfera. Kilku sate`ów” znałam z widzenia. Oprócz tego był Przemek, Zbyszek i Soja. Tak więc wyjątkowo, czułam się tam na miejscu. Piłyśmy z dziewczynami wiśniówkę. Robiłam to po raz pierwszy i myślałam sobie, że Łukasz nie byłby zachwycony, gdyby mnie zobaczył. W sobotę byłam u Krewetki. Robiłyśmy różne dziwne wróżby i wyszło mi, że muszę uśmiechnąć się do Łukasza. Jeszcze tego nie zrobiłam! DOBRANOC! 

Witam.

Długi wpis dzisiaj Marty z kilku dni. Pamiętam ten klub Nitro. Moi uczniowie uprzejmie mi donieśli / w tym Piotrek/ co się w tyk klubie dzieje. I wybrałam się tam kiedyś, gdy była tam Marta. Więcej tam tam już nie poszła. I o to mi chodziło. Taka taktyka pedagogiczna wobec dorastającej córki.

Pozdrawiam

Ela

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

139

Czary / Spells

137