27 grudzień 1998 – niedziela
27 grudzień 1998 – niedziela
W czwartek pojechałam do babci, a wczoraj wróciłam. Opłacał mi się ten wyjazd, bo dostałam razem 160 złoty. Ale bardzo chętnie bym je oddała za pięć minut spędzonych w towarzystwie Łukasza. Oczywiście nic mi nie przeszło, a nawet wręcz przeciwnie – prawie cały czas myślę o nim i tęsknię, tak bardzo, bardzo jak tylko potrafi człowiek. Dobra, chwilowo temat: Łukasz, zostawiam w spokoju. Teraz trochę o mojej klasie. W poniedziałek ze szkoły wracałam z Kojem (a przepraszam z Krzysiem – obiecałam mu, że będę do niego – i o nim – mówić po imieniu) i Agą. Wszyscy byliśmy dla siebie mili jak nigdy. Ale to było naprawdę dziwne. Tym bardziej, że z Krzyśkiem mam bardzo nijakie stosunki i rzadko kiedy się do siebie odzywamy, chyba, że w niezbyt miły i koleżeński sposób. We wtorek mieliśmy Wigilię (klasową). Było o wiele lepiej niż rok temu. Opłatkiem podzieliłam się z prawie każdym. Początkowo w ogóle nie miałam się dzielić z facetami ode mnie z klasy, ale potem zmieniłam zdanie i połamałam się opłatkiem nawet z Góralem. A to on przecież najbardziej mnie nie lubi i ma jakieś wonty do mnie. Ale trzeba być miłym dla ludzi podczas Wigilii, więc… Większość dziewczyn życzyła mi fajnego faceta, niektóre dokładnie jednego – Łukasza. Fajny też był motyw, gdy składam życzenia S. Gdy życzyłam mu fajnej dziewczyny, nie mogłam powstrzymać się przed śmiechem i w myślach życzyłam mu Krewetki! To dopiero numer. On chyba nie zauważył moich głupich podtekstów. Mam przynajmniej taką nadzieję. To tyle o mojej klasie. Po Wigilii był apel. Ale jeszcze zanim się zaczął na oknie siedział Łukasz i my (Iwona i ja) usiadłyśmy koło niego (i jego kolegów). Gdy przyszła Maryśka z Magdą zaczęły robić mi siarę, pytać się czemu nie usiadłam koło niego (bo koło niego siedziała Iwona). Niezłe przedstawienie. Potem sobie stamtąd poszłam, bo wolałam mieć dobry widok na Łukasza, niż siedzieć „koło” niego i go nie widzieć. W każdym razie spędziłam kilka miłych chwil, koło Łukasza. Fajne miałam myśli, kiedy całowałam Dagmarę na do widzenie w policzek. Tzn. zastanawiałam się, co pomyślał sobie Łukasz, czy to widział i czy chciałby znaleźć się na miejscu Dagi. Oczywiście na żadne z tych pytań nie znajdę odpowiedzi. Jak już pisałam, na akademii Łukasz patrzył się w moją stronę, ale nie wiem czy na mnie. Ja na niego patrzyłam się prawie cały czas i mam to „gdzieś”, czy ktoś to zauważył czy nie. A nawet nie obraziłabym się gdyby „kujon” (t.j. Łukasz oczywiście) raczył zauważyć moje wysiłki. A swoją drogą obiektywny widz, który widział, co wyprawiam, mógłby mieć niezły ubaw ze mnie. No, ale może już przestanę pisać na ten temat. Łukasz dostał nowe przezwisko (jak widać wyżej). Według mnie w pewnym sensie jest kujonem (co mi się mimo wszystko w nim nie podoba). Aktualnie mam jedno marzenie, a raczej pragnienie – chciałabym tego Sylwestra spędzić z Łukaszem. Wiem, że to nierealne marzenie, ale pomarzyć przecież można zawsze. Jak na razie nie wiem jeszcze, co będę robić na Sylwestra. To po prostu cudownie – zważywszy, że Sylwester jest za cztery dni! Liczę cały czas na jakieś super zaproszenie, ale za bardzo nie ma co liczyć, bo niby kto, by miał mnie zaprosić? Ostatecznie (!) mam zamiar się wprosić do Magdy. Będzie strasznie głupio mi się wpraszać do niej, bo wiem, że z grzeczności na pewno pozwoli mi przyjść, lecz czy będzie to szczere? Raczej nie. No nic, kończę te wszystkie wynurzenia, bo czas iść już spać. DOBRANOC.
Witam.
Ciąg dalszy historii o Łukaszu. A dziś mamy piękny słoneczny dzień. Cieszmy się więc tym dniem. Dobrego dnai.
Ela
Komentarze
Prześlij komentarz