4 styczeń 1999 – czwartek
4 styczeń 1999 – czwartek
Całkiem niedawno wróciłam z kina. Byłam na filmie „Wróg publiczny”. Ekstra. Will Smith był really cool! No i dzięki filmowi i Willowi poprawił mi się humor. Bo rano miałam iście wisielczo – topielczy humor. Jechałam sobie do szkoły z panem „Trochę mnie tu nie ma” (t.j. Marcinem) i doszłam do wniosku, że życie jest beznadziejne. Bo niby dlaczego jedni kogoś znają, a innym nie jest to dane. Na jakiej zasadzie przeprowadzona jest ta segregacja? Ładni – brzydcy? Dobrzy – źli? Mądrzy – głupi? A może nie ma reguły i wybór pada na zupełnie przypadkową osobą? Zastanawiam się jaki sens ma znanie czyjegoś imienia, nazwiska, adresu, daty urodzenia etc. Jeśli nigdy w życiu nie będzie ci dane zamienić z nim choćby jednego słowa. On (tzn. ten ktoś) nigdy nie powie ci „cześć”, nie pogratuluje bardzo dobrego z matmy, nie zapyta „Jak leci?”. Czy w takim razie nie lepiej by było, aby pozostał jednym z wielu nieznanych mi ludzi? Abym nie wiedziała, jak się nazywa, co lubi robić, gdzie chodził do szkoły i z kim etc. Tak było z Marusiem. Zanim „zmusiłam” go do tego, aby mówił mi„cześć”, wiedziałam o nim wszystko, co tylko mogłam się dowiedzieć. Wynik jest tego taki, że do tej pory mogę wyrecytować jego numer telefonu, a on już nawet nie pamięta, że chodził ze mną do szkoły.
Witam.
Tak Maruś to wielka platoniczna miłość. O ciekawej kwestii Marta pisze ... segregacja. Myślę, że ona była i też nadal jest i nie tylko sanitarna. Może dlatego, że ludzie lubią dominować nad innymi?
Pozdrawiam
Ela
Komentarze
Prześlij komentarz