Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2023

118

118 Kiedy dawałam mu płytę DVD „Z albumu piosenek” i mówiłam moim „słabym angielskim”, że tu są piosenki Marty z całego jej życia,- uśmiechał się. - Zupełnie dobrze mówisz po angielsku – tak skomentował moją wypowiedź. Teraz już jednak prosiłam Piotrka o tłumaczenie. Zdjęłam z szyi Marty złoty łańcuszek i drżącymi rękami zapięłam mu na szyi. Łzy czułam w gardle. Łańcuszek miał taką złotą kulkę. David zaczął się nią bawić, przesuwać. Cieszył się. Widziałam , że jest zadowolony. Miał coś przy sobie, coś osobistego co należało do Marty. Uśmiechał się zagadkowo. - Proszę, noś ten łańcuszek i pamiętaj o Marcie. - Ja codziennie o niej myślę. Codziennie. - Jeśli będziesz miał córkę, to daj jej ten łańcuszek i opowiedz jej o Martusi. - Nie mam dziewczyny. Wyjęłam z plecaka sztukę i podałam mu. Powiedział, ze jej nie ma. Zdziwiłam się. Przecież wysyłałam mu rok temu, kiedy ja wydałam. Nie wiem. Cieszyłam się jednak, że mogłam teraz mu ja dać. Na okładce jest zdjęcie ich zdjęcie. ...

117

117 Przywitaliśmy się długim mocnym uściskiem. W tym uścisku wyczuwałam muskularne ciało. Wysportowany. Marta mówiła, że trenuje football amerykański. Jak Martusi musiało być dobrze, w jego ramionach, bezpiecznie-pomyślałam. Byłam wzruszona, oszołomiona. Nie wiedziałam jak reagować. W tym mocnym uścisku, w którym dodawaliśmy sobie siły powiedziałam do niego: - David, my son. Uśmiechnął się uroczo, pokazując perłowo białe zęby. - Hi, my mum, how are you? Odsunęłam się. Patrzyłam na niego myśląc o Marcie. Poprosiłam Piotrka, żeby mu powiedział: - Nie dziwię się Martusi, że tak bardzo ciebie pokochała. Ja też bym to zrobiła na jej miejscu. Zauważyłam radość na jego twarzy. Poczuł się zaakceptowany. David zaproponował po przywitaniu i poznaniu się osobiście, żebyśmy poszli usiąść. Na Six Avenue są stoliki z krzesełkami jest też Mc` Donald`s. Poszliśmy. To było blisko. Byłam wzruszona, zdenerwowana. Wszystko chciałam powiedzieć od razu. Zadawałam mnóstwo pytań. - Czy wyrażasz...

116

 116 Przyjechałam na miejsce przed czasem. Wysiadłam z metra i poszłam na umówione miejsce Six Avenue i 34 Street. Nerwowo czekałam. Zadzwonił do mnie David. Moim słabym angielskim powiedziałam mu gdzie czekam, ale nie zrozumiałam co on do mnie powiedział. Zadzwoniłam do Sylwii i poprosiłam ją o pomoc. Za chwilę do mnie oddzwoniła: - Rozmawiałam z Davidem. Powiedział, że jedzie do ciebie. Masz się nigdzie nie ruszać. On wie gdzie to jest. Czekaj tam na niego. Zaraz do ciebie przyjedzie. Na szczęście zaraz przyszedł młody chłopak, syn mojej koleżanki, Piotrek. Podjął się być tłumaczem w czasie naszej rozmowy. Było już po dziewiętnastej. David się spóźniał. - Wiesz Piotrek - zwróciłam się do osiemnastolatka urodzonego w USA w polskiej rodzinie – Marta musiała bardzo kochać Davida. Ona była taka poukładana, punktualna. Mówiła mi, że David często się spóźniał. Jeśli to tolerowała, to naprawdę była miłość. - Spokojnie. Poczekamy. Jak powiedział, że przyjdzie, to przyjdzie – pr...

115

115 Znajomy, który pisał recenzję do ostatniego tomiku Marty : „Nowe oblicze życia”, postanowił mi pomóc spotkać się z Davidem. Zadzwonił do jego domu. Odebrała telefon jego mama. Podała mu numer do pracy. David jednak stwierdził, że teraz pracuje i nie może rozmawiać. Powiedział, że do mnie zadzwoni. Rok temu Wojtek zadał mi pytanie w swojej audycji, czy znowu przylecę do Nowego Jorku. Wtedy myślałam, że nie, a jednak wróciłam. Nowy Jork ma w sobie jakąś cudowna siłę zauroczenia i przyciągania. Wróciłam z nowo wydaną płytą z piosenkami Marty i audycją radiową z ubiegłego roku, z dwoma następnymi tomikami wierszy i filmem DVD z jej koncertów. Teraz siedzę sobie na ławeczce i piszę o tym jak Nowy Jork zachwyca się powoli Marty piosenką i poezją. Chciała być sławna. Tak pisze w swoich pamiętnikach. Wiem, że resztę swojego życia spędzę na tym, żeby spełnić jej marzenie. Jest lipiec dwa tysiące dziewiątego roku. Jestem już trzy tygodnie w Nowym Jorku. Prawie całą twórczość Marty ...

ROZDZIAŁ IV NOWY JORK PO RAZ PIERWSZY ZAPŁAKAŁ NAD MARTĄ

114 ROZDZIAŁ IV NOWY JORK PO RAZ PIERWSZY ZAPŁAKAŁ NAD MARTĄ Rok później poleciałam do nowego Jorku po raz drugi. Inicjatorem mojego wylotu był Wojtek, redaktor radia polonijnego, który okazał mi wszelką pomoc. Bardzo się wahałam. Nie wiedziałam, czy ta podróż ma sens. Jednak jakaś nieprzeparta siła pchała mnie do tej decyzji. Już na lotnisku JFK poczułam wewnętrzną wolność. Cały dobry nastrój psuła mi koleżanka, którą zabrałam ze sobą, ale nie warto o tym pisać. Nowy Jork po raz drugi mnie oczarował. Postanowiłam w te wakacje nie podejmować pracy, skoncentrowałam się na promocji Marty twórczości. Zaczęłam od Klubu Inteligencji Katolickiej, konsulatu. Docierałam też do zwykłych ludzi tworzących Polonię w Nowym Jorku. Marty twórczość zaczęła się sprzedawać. Charakterystyczne było to, że ludzie zaglądali do tomiku, czytali wiersz, na stronie, która im się otworzyła i mówili: PIĘKNE. Kupowali, a ja chętnie opowiadałam im historię Marty. Byłam oszołomiona. Udzieliłam tez wywiadu ...

113

113 - To ja jestem Bogiem Wszechmocnym. To ja stworzyłem niebo i ziemię. Rozejrzałam się, nikogo nie było. Stałam sama na plaży, osłupiała. Czułam się taką małą drobinką piasku. Kiedy wróciłam do domu zakonnego siostra Irena podarowała mi piękną białą bluzkę. Skojarzyła mi się z szatką do chrztu. Podzieliłam się z siostrą moimi wrażeniami z plaży, wtedy siostra mi powiedziała, że przeszłam chrzest w ogniu i Pan Bóg do mnie przemówił. Od tego dnia przestałam zadawać pytanie dlaczego? Przestałam też oskarżać siebie i innych. Dziś już wiem, ze Pan Bóg daje życie i je z powrotem do siebie zabiera. Jestem tylko człowiekiem i nie mam na to wpływu. Czasami Marta jeszcze pojawiała się jak mgiełka, przez chwilkę w białej sukni, raz w szkole i widziała to nawet moja koleżanka, raz w domu, widziałam ją na balkonie. Wszystkie Marty rzeczy są w domu. Ona przecież tam dalej ze mną mieszka, chociaż widzę ją tylko na zdjęciach. Kiedy wróciłam z Rzymu w drukarni czekał na mnie pierwszy tomik Mart...

112

 112 Patrzyłam oniemiała na ten cud. Nagle, Marta odwróciła się i wtedy zobaczyłam skrzydła, duże skrzydła. Usłyszałam głos Marty z nieba: - Mamusiu, te skrzydła są takie ciężkie. Byłam w szoku. Po chwili pobiegłam do siostry Ireny i opowiedziałam o wszystkim. - Niech się pani modli, to Pan Jezus pani to wszystko wytłumaczy. Poszłam do katedry św. Piotra na osobistą modlitwę i do spowiedzi w polskiej nawie. Ksiądz mi wytłumaczył, że Marta nie chce moich łez, że te skrzydła, to moje łzy. Od tego momentu starałam się powstrzymywać od łez i rozpaczy. Jednak wciąż miałam żal do Pana Boga, do lekarzy, do Marty ojca, do siebie. Może do siebie największy, że coś przegapiłam, nie dopilnowałam leczenia. Wyrzuty sumienia i samooskarżanie były straszne. Byłam poza życiem. Czułam potworny ból i rozpacz. Jednak nie ustawałam w modlitwie. Pewnego dnia siostry Amerykanki zaprosiły mnie nad morze, żeby zobaczyć wschód słońca. Co prawda słabo znam język angielski, a...

111

111 Uznałam, ze w Rzymie może znajdę siły, żeby je przeczytać. Bałam się prawdy o sobie. Nie byłam najlepszą matką. Wiele spraw zostawiałam na później, kiedy dzieci dorosną i nie będę musiała tyle pracować, żeby je utrzymać. Ich ojciec nigdy nie płacił alimentów. W naszym państwie prawa z tego powodu też mu włos z głowy nie spadł. Nawet jak Marta studiowała w Krakowie. Co prawda napisałam jakieś pismo w tej sprawie do ministerstwa i jakiś komornik został niby ukarany, ale nigdy nie dostałam należnych dzieciom alimentów. W naszym kraju nie wiem, kogo prawo obowiązuje, chyba tylko ludzi uczciwych. Teraz to już tez nie ma dla mnie znaczenia. Wracając jednak do pamiętników, znalazłam je i zabrałam ze sobą do Rzymu. Na szczęście tylko w dwóch miejscach Marta i słusznie pisze, że źle postąpiłam. Za co ją przeprosiłam. Miała rację. Dużo więcej jednak wypowiadała się o mnie dobrze. Cieszyłam się, kiedy pisała, że: „ moja mama jest moją najlepszą przyjaciółką”, czy też w jej historii z Da...

110

110 - Miś, przecież nie było prokuratora, ja mam mu zanieść wyniki. - Mamo, nie wiem, daj sobie spokój i tak do niczego nie dojdziesz. Marcie życia nie wrócisz, a tak naprawdę ukażą najmniej winnych. Prawdziwym winowajcom nic się nie stanie. Żyjemy w takim systemie. Poza tym w Polsce i tak brakuje lekarzy. Zajmij się czymś innym. Mam też dla ciebie wiadomość. Po tym co się stało z Martą, postanowiłem, nie czekać. Basia jest w ciąży. Dwa tygodnie po śmierci Marty począł się nasz potomek. - Tak się cieszę synu. Gratuluję. Masz rację. Przez dwa tygodnie walczyłam ze szpitalem o dokumentację, której nie chcieli mi wydać. Interweniowałam, gdzie mogłam, w końcu z bezradności zapytałam panią dyrektor szpitala: - Czy po dokumentację leczenia mam przyjechać z telewizją? Chyba pani wie, że mój syn jest aktorem? Jeszcze tego dnia pani zadzwoniła, że mogę przyjść po kartę choroby. Tylko teraz po co mi ona, kiedy prokurator umorzył śledztwo. Zastanawiałam się też długo, czy nie zabr...

109

 109 Nie pamiętam co powiedział Robert. Ordynator chciał mi zatrzasnąć drzwi przed nosem. Drzwi, których bym nie otworzyła, bo trzeba znać kod. Cały czas coś wspominał o herbatkach, które jakoby piła Marta. Następnego dnia przyniosłam mu wszystkie herbaty i zioła z domu i rzuciłam na biurko. Przez kilka dni jeździłam z Robertem do szpitala chcąc otrzymać kartę leczenia i wyniki sekcji, na którą nie wyraziłam zgody. Prokurator w niej nie uczestniczył, a powinien. Ordynator wręczył pewnego dnia mi jakąś kartkę. W prokuraturze okazało się, ze zakpił w żywe oczy ze mnie i księdza Roberta. Były to wyniki badań laboratoryjnych, gdzie wszędzie było napisane, że wykryto krew, w sercu, nerkach płucach. To było nie do wytrzymania. Wciąż widziałam straszne cierpienie Marty. Po tym wszystkim co się stało zachowanie ordynatora było obrzydliwe. Nie mówiąc o prokuratorze młodym siedzącym za biurkiem i życzącym sobie , żebym mu przynosiła coraz to inne dokumenty. Ja kobieta w ciężkiej żałobie. ...

108

108 Pisał też, że chce, żeby cały świat wiedział, jak wspaniała jest Marta i jak dużo wszyscy tracimy wraz z jej odejściem. Zresztą zauważyłam, że tak ładnie pisze. Zapewne też pięknie mówił, a przecież klucz do serca Marty to słowa. Musiała polecieć za ocean, żeby spotkać takiego mądrego mężczyznę. Wróciłam do pracy do szkoły. Niewiele jednak robiłam. Cały czas byli ze mną uczniowie. Pomagali mi. Tłumaczyli Marty wiersze, które znalazłam w komputerze na język angielski dla Davida. Pisali do niego maile. Byli kochani, dobrze się z nimi czułam. Przychodzili do domu. Codziennie jeździłam na grób Marty z różnymi znajomymi . Nie byłam w stanie chodzić. Pamiętam w maju, moja koleżanka, zaczęła mnie wyciągać na krótkie spacery . Zaczęłam remontować kuchnię i przedpokój. Jeździłam do prokuratury i na policję. Szukałam winnych. Prokuratura zaczęła mataczyć. Oddali sprawę do biegłych. Po dwóch latach przyszła odpowiedź, że nie ma winy lekarzy. Ja jednak z nieoficjalnych konsultacji z emerytow...

107

107 Często też PŁACZE razem ze swoją rodzina i znajomymi. Zresztą o tym tez wspominał Michał kiedy był w domu, że David mu mówił, że zawalił mu się nagle cały świat. Tak to prawda. W końcu mieli się pobrać z Martą. Miał się wyprowadzić od rodziców i zamieszkać z moją córką. Razem mieli tworzyć swoje życie. Nagle wszystko mu się rozpadło w jednej chwili. Został z niczym. Tylko ze wspomnieniem złotowłosej dziewczyny, która tak bardzo go kochała, że gotowa była do niego polecieć za ocean. Równie mocnym uczuciem obdarzała tylko scenę w teatrze. Po tej rozmowie z Markiem zaczęłam się niepokoić o Davida. Tym bardziej, że widziałam ostatnio przez chwilę Martę leżącą na tapczanie z różańcem w ręku. Nie wiedziałam o co chodzi. Przecież codziennie wieczorem odmawiam modlitwę różańcową. Zadzwoniłam do księdza Macieja i powiedział, żebym poszła do katedry. Modliłam się przy obrazie Matki Bożej. Może to chodziło o Davida? Wieczorem zadzwoniła do mnie moja kuzynka z Rzymu. Wiedziałam, ze w Zgrom...

106

 106 Odmawiałam codziennie różaniec. To dawało mi siłę do istnienia. Czułam troskę Davida. Jego codzienne telefony zaczynające się od słów: „ How are you, Elizabeth? Wnosiły tyle życia, tyle nadziei. Wysyłałam mu pamiątki po Martusi, kartki, zdjęcie. Wiem, ze cieszył się z tych rzeczy. Musiałam wyjechać na szkolenie do Warszawy. W tym czasie dzwoniliśmy do siebie na telefony komórkowe. Rozmowy były jednak bardzo krótkie. Po moim powrocie do Gliwic, Davida komórka przestała działać. Nie dzwonił też na telefon stacjonarny. Zaczęłam się martwić. Wieczorem siedziałam w pokoju i usiłowałam sobie przypomnieć jak Marta dzwoniła do Davida z karty na telefon domowy. Nic mi się nie udawało i nagle przez chwilę zobaczyłam Martę siedzącą w fotelu. Pochyliła się w moja stronę. Oparła na stole i nagle jakaś siła wybrała numer telefonu. Odezwał się ojciec Davida . Nie wiem jakim cudem potrafiłam się z nim porozumieć po angielsku, ale poprosił Davida do telefonu. David powiedział mi, ze ju...

105

105 Zresztą może dobrze. - Chcesz wiedzieć, co mówił David? - Tak, oczywiście. - Musiałem mu bardzo dokładnie opisać pogrzeb. Nie mógł przylecieć, bo nie ma paszportu. Bardzo przeżywa śmierć Marty. Dzwoni do wszystkich znajomych w Nowym Jorku. Wszyscy tam PŁACZĄ. Zwłaszcza ci, którzy znali Martę. Jego rodzina składa nam kondolencje. Oni cię pozdrawiają. - Dobrze Michał, dziękuję. Jestem zmęczona. Położę się już spać. Michał został ze mną trzy dni. Załatwialiśmy jakieś formalności w ZUS- ie i inne. Nie byłam w stanie chodzić. Prawie wszędzie wozili mnie znajomi i codziennie musiałam być u Marty na grobie. Cały grób był w kwiatach. Tyle dostała na koniec swojej drogi tu na ziemi od różnych ludzi. Było mroźno. Kwiaty zachowały swoją świeżość. W pewnym momencie zaczęłam myśleć o Michale. Zaczęłam się o niego bać. Nie okazywał emocji, tak jak ja, nie płakał nie mówił. Wiedziałam jednak, że bardzo wszystko przeżywa w sobie. Pomyślałam, że muszę odwrócić jego ...

104

104   Nie chciałam żadnej stypy. Jednak moje koleżanki ze szkoły dla gości z Krakowa, delegacji z Uniwersytetu Jagiellońskiego i aktorów, przygotowały obiad w restauracji w Rynku. Pojechała też najbliższa rodzina. Na parkingu przed cmentarzem podszedł do mnie ksiądz Maciej i powiedział: - Pani Maliszewska w czasie pogrzebu dostałem takie słowa: ”Marta będzie w czyśćcu tylko osiem dni, pod warunkiem, że pani codziennie przez oktawę będzie w kościele na mszy i przystąpi do komunii. Nie wiem, czy pani wie, że oktawę są tylko święci i błogosławieni. - Nie wiem, ale kiedy dzwoniłam do Rzymu, do sióstr w Zgromadzeniu de Notre Dame, to moja kuzynka powiedziała: Marta była święta. Siostry też ją opłakują i modlą się za nią. Część sióstr, amerykanek pamięta Martę z jej pobytu w Rzymie. Dobrze, oczywiście tak zrobię. Za chwilę podszedł do mnie ksiądz Robert. Żegnając się ze mną powiedział: - Nie martw się Elżuniu. Wyjeżdżam do Jerozolimy. Odprawię tam mszę za Martę. - Dziękuję – odp...

103

103 Zdjęłam z palca swój pierścionek – obrączkę, kupiony właśnie w Grecji i wrzuciłam do trumny. Wzięłam również wiązankę storczyków. Trumna została zamknięta. Kwiaty wzięły jakieś dzieci, a ja całym swym ciężarem wzięłam pod rękę Michała. Musiał mnie prawie ciągnąć, nie byłam w stanie iść o własnych siłach. Pamiętam, ze padał śnieg. Potem zaczął mżyć deszcz. Trochę było to dziwne. Był trzeci luty. Za chwilę deszcz zmienił się w drobny grad. Pomyślałam, że niebo płacze razem ze mną. Kiedy podeszliśmy do miejsca pochówku, przestało padać, ale niebo było zachmurzone. Nie pamiętam co mówił ksiądz Maciej, który modlił się po raz ostatni dla Marty tu na ziemi. Miałam wrażenie, ze było mnóstwo ludzi. W którą stronę nie popatrzyłam stali ludzie. Kiedy ksiądz skończył mówić, moi uczniowie, wolontariusze z programu „Starszy Brat, Starsza Siostra”, z którymi w listopadzie Marta była na szkoleniu w Pławniowicach i który to program prowadziła ze mną od wielu lat, nagle stanęli z gitarami nad ot...

102

102 Ludzie zaczęli odmawiać różaniec, a ja wkładałam do trumny pieska – maskotkę, który miał symbolizować naszego psa Czarka, który odszedł jakiś rok przed Martą, a którego Marta Tak bardzo kochała. Położyłam welon na jej stopach. Widziałam na nich nawet przez rajstopy czerwone kropki. Położyłam jej też wiązankę ślubną, a obok pięknej twarzy na poduszce zdjęcie Davida w garniturze na tle polskiej flagi . Tak sobie myślałam, że oddaję ją Davidowi i, że jest to ich ślub. Przecież tak bardzo tego pragnęli. Tak bardzo się kochali. Wypryskałam na nią jej ulubione perfumy. Wtedy weszło trzech księży. Ksiądz Maciej, który prowadził, ksiądz Robert, który czytał Marty wiersz : „ Miłosny rachunek sumienia”, który kończy się słowami: „Może już czas wyrównać szale?” Jeszcze przyszedł ksiądz Michał, który w mojej szkole uczył religii. Trzech księży ją odprowadzało. Nie wiem w którym momencie, ale chyba na początku cały czas głaskałam ją po twarzy. Miałam wrażenie, ze pod wpływem mojego dot...

101

101 Dzwoniła też mama Davida. Ona również opłakiwała Martę . Składała kondolencje. Pracownicy Barrow Street Theatre w Nowym Jorku również w żalu opłakiwali Martę. Michał musiał im faksować świadectwo zgonu, żeby anulować umowę. Po raz drugi NOWY JORK, ZAPŁAKAŁ NAD MARTĄ. Jej miasto. Ukochane miasto, które odkryło i doceniło ją, jej talent, jej umiejętności, stworzyło możliwości śpiewania . Jej ukochany David, który otoczył ją miłością o której marzyła. Nic więcej nie pamiętam. Mam czarną dziurę w pamięci. W piątek po południu przyjechały moje koleżanki ze szkoły i na siłę zabrały mnie do sklepu, żeby mi kupić nowe ubrania. Nie potrafiłam chodzić. Było mi tak obojętnie jak wyglądam, ale one zadbały o mnie. To było takie wzruszające. Pamiętam, gdy jedna z nich powiedziała, że cała moja szkoła płakała, gdy dowiedzieli się o Martusi. Podobno w czwartek i w pokoju nauczycielskim i wśród uczniów na lekcjach i przerwach panowała cisza i milczenie. Nigdy szkoła tak nie wyglądała. W sobo...

100

100 Opiekunka z roku Marty na Uniwersytecie Jagiellońskim, pani profesor Walas, też stwierdziła, że delegacja przyjedzie. Ale największym problemem okazał się nasz kościół parafialny na naszym osiedlu Sikornik. Po południu nadludzkimi siłami poszłam z siostrą załatwić wszystkie formalności. Nagle okazało się, że pogrzeb może być dopiero w poniedziałek. Nie mogłam tego zrozumieć. Mieliśmy czekać od środy do poniedziałku! Marta, która zawsze chodziła w każdą niedziele do kościoła i siedziała w pierwszej ławce. Na szczęście zadzwoniłam zrozpaczona do księdza Roberta i Macieja. Oczywiście wszystko pozałatwiali i powiedzieli, że poprowadzą Martusi pogrzeb – księża spoza parafii. Ustalono sobotę , tak jak chciałam. Kiedy wróciłam do domu, Michał przygotowywał treść ogłoszenia pożegnalnego i informującego o pogrzebie do „Gazety Wyborczej”, zwrócił się do mnie z taka prośbą: - Mamo, Marta pisała wiersze, może jakiś cytat z jej wiersza dodamy? - Tak, Michał to dobry pomysł, zaraz poszuk...

99

99 - Mamo wiesz to niesamowite. Masz załatwione. Kiedy powiedziałem kierownikowi, że Marta jest wnuczką Stanisława Wośko, to on powiedział, że znał dziadka i dla jego wnuczki znajdzie się specjalne miejsce, tak jak chciałaś blisko kaplicy. - To dobrze Michał Pamiętam też, że zaraz rano dzwoniłam do prokuratury, żeby zgłosić śmierć Marty. Michał z księdzem Maciejem jechali zawieść moje pismo, o nieumyślnym spowodowaniu śmierci Marty przez lekarzy. Michał tez kompletował dokumentacje leczenia z przychodni. Ja siedziałam nieprzytomna w fotelu i piłam kawę i tylko w przebłyskach świadomości na coś się zgadzałam lub nie. Dotyczyło to wszystkich czynności związanych z pogrzebem. Wciąż ktoś wchodził, wychodził, coś mówił i coś załatwiał z Michałem. Dawałam rzeczy do ubrania. Jej nowy biustonosz, który dostała pod choinkę, chociaż do niego dopłaciła. Był bardzo drogi. Chciałam jej kupić ślubną suknię. Przecież ostatnio tak dużo mówiła o ślubie . Jednak jedna z moich k...

98

98 Wiem ,że w końcu przyjechał Michał. Nie pamiętam, chyba rzucił się na wersalkę. Może zasnął. Ksiądz Maciej obiecał, że przyjedzie rano. Wiem, że co chwilę się wybudzałam i wychodziłam do kuchni, tak naprawdę nie wiem po co? Za każdym razem pojawiała się tam moja synowa z kolejną porcją tabletek, które bezmyślnie łykałam. Rano wstałam zamroczona i zaczęłam ożywiać się kawą. Wypiłam w tym dniu osiem kaw. Rano też przyjechała moja siostra Gosia. I to ona zabrała relanium z ręki mojej synowej i zaczęła mi podawać jakieś ziołowe tabletki. Pamiętam, jak krzyknęła do Basi: - Co ty jej dajesz? Ona nie może zażywać relanium. / Jakiś czas po wszystkim liczyłam , że w ciągu jednej nocy zjadłam piętnaście tabletek. Po prostu cudem żyję. Pytanie tylko po co?/. Siedziałam martwo w fotelu, ryczałam i wydzwaniałam do wszystkich, którzy byli wpisani w Marty telefon i mój. Czasami dzwonili znajomi z pytaniem czy to prawda, co się stało z Martą i kiedy jest pogrzeb. Michał z księdzem i różn...

97

97 Tuliłam ja i głaskałam, krzyczałam, chciałam, żeby się obudziła, usiadła na łóżku, ale nic takiego się nie stało. Położyłam na niej swoją głowę i bardzo chciałam umrzeć razem z nią. Czułam, że idę w ciemność, że przestaję mieć świadomość. Poczułam spokój. Nagle usłyszałam nad głową głos księdza Macieja, daleko, ledwie rozróżniałam dźwięki: - Pani Elu Michał. Ma pani jeszcze syna. Michał pani potrzebuje. Jakbym zaczęła się budzić z jakiegoś koszmarnego snu. Michał, zaczęłam myśleć. Tak Michał, ale gdzie on jest. Powinien być tutaj. Nie wiem jak znalazłam się w samochodzie. Zadzwonił Marty telefon . To David z Nowego Jorku: - Elizabeth? - Yes, David? Telefon wzięła Ania. Potem powiedziała mi, że David pytał, czy to wszystko prawda. PŁAKAŁ. Nowy Jork po raz drugi zapłakał nad Martą. *** / Nie teraz nie jestem tego w stanie pisać, straszy ból i łzy zalewają mi oczy chociaż minęło już ponad trzy lata i jestem w Rzymie w sercu Kościoła, to wciąż jest wszystko strasznie t...

96

96 Wyciągnęłam różaniec i zaczęłam się głośno modlić o jej życie. Widziałam, że przywieźli wreszcie krew. Było już kilku znajomych i ksiądz Maciej w szpitalu. Jak mantra powtarzałam, że będzie dobrze. Ja też w wieku dwudziestu jeden lat, byłam skazana prawie na śmierć przez lekarzy onkologów, a przecież przeżyłam . Z Martą też tak będzie. Nasłuchiwałam działających urządzeń, przez ścianę. Bałam się ciągłego dźwięku, oznaczającego koniec pracy serca. W kalendarzu pisałam modlitwę do św. Judy Tadeusza. Zapisałam osiem. Wyszedł kolejny lekarz i stwierdził, że jest druga reanimacja . Była godzina dwudziesta. Wzięłam różaniec do ręki i klęcząc na korytarzu szpitalnym głośno odmawiałam różaniec. W pewnym momencie jakaś okropna myśl zaczęła mi się kołatać po głowie: „Marta is death”. Właśnie po angielsku. Zupełnie nie rozumiałam dlaczego. Na parapecie okna obok mojego telefonu leżał telefon Marty, który w jakimś momencie przyniosła mi pielęgniarka. O godzinie dwudziestej trzydzieści wysz...

95

95 Zaczął kontaktować się z kliniką w Katowicach. Wysłano stamtąd karetkę po Martę. Jednak w czasie tych działań, które odbywały się na korytarzu szpitalnym wyszedł od Marty ksiądz Robert. Był przeraźliwie blady, spocony i z płaczem osuwał się po ścianie. Widziałam, ze dzieje się coś tragicznego. - Robert?! Co z Martą?! - Nie wiem, kazali mi wyjść. Chciałam wejść do mojej córki, ale lekarze i pielęgniarki mnie nie chcieli wpuść. Chyba usłyszałam , że trwa reanimacja. Marta straciła przytomność. Jak oszalała zaczęłam do wszystkich wydzwaniać. Zapamiętałam tylko tyle, że chciałam, żeby natychmiast przyjechał Michał z Warszawy. Gdyby natychmiast wyszedł z domu i wsiadł do pociągu, przyjechałby do Gliwic na dwudziestą. Gdyby wziął taksówkę, byłby w szpitalu po dwudziestej. Za chwilę zadzwoniła jednak moja synowa i stwierdziła, że ona zwolni się z pracy i będą z Michałem o dwudziestej czwartej. Ksiądz Robert też już musiał pójść, ale zadzwonił ksiądz Maciej ,że już wyjeżdża do Gl...

94

 94 - Martuś potrzebujesz sakramentów. Ostatnie namaszczenie. - Namaszczenie chorych - poprawił mnie Robert. - Tak przejęzyczyłam się. Jestem taka zdenerwowana. Byłam przerażona krwią, która chlustała co chwilę z ust Marty. Zaczęłam prosić lekarzy o pomoc. Siedzieli w pokoiku obok. Odpowiadali, że nic nie mogą zrobić i czekają na jakąś lekarkę. Jedynie młoda pielęgniarka podeszła ze mną do Marty , coś jej poprawiała i tak słodko do niej powiedziała: - Żabko nie odchodź. Proszę. Wtedy dopiero Marta do mnie powiedziała: - Mamo, boje się, że umrę. - Nie Martuś to niemożliwe. Wszystko będzie dobrze. I zbierałam z jej nagiego, pięknego, młodego ciała krew. Jej cierpienie było straszne. Czoło pokryte potem, a ciało czekające na kolejny atak rozrywanych wnętrzności zakończonych z ogromnym wysiłkiem wypluwaną krwią. Zadzwonił telefon. To koleżanka ze szkoły. Stwierdziła, że jest już na korytarzu w szpitalu. - Marteńko poczekaj chwilę, przyjechała Iwona. Ona ma tyl...

93

93 - Dobrze córeczko. Wzięłam poduszkę z sąsiedniego wolnego łóżka, ale wybiegła ze swojego pokoiku, jakaś pielęgniarka i wyrwała mi te poduszkę z okrzykiem: - Co pani robi?! - Chcę dać córce – odpowiedziałam. - Ale nie wolno, z tego łóżka. - To co mam zrobić? - Nie wiem. Nagle zobaczyłam wszystkie rzeczy Marty przy łóżku. Wyjęłam więc jej płaszcz kąpielowy. Zwinęłam go i podłożyłam pod poduszkę. - Lepiej Marteczko? - Tak mamo. Ocierałam jej twarz, piękną ,słodką z potu. W pewnym momencie zaczęła kaszleć i pluć krwią. Zadzwonił telefon. To ksiądz Robert. - Elżuniu jestem już w szpitalu, gdzie jesteście? Podałam księdzu piętro i numer sali. - Marta na chwilę wyjdę po księdza. Poradzisz sobie? - Tak mamo. Wybiegłam na korytarz. Ksiądz już był. Założył foliowy płaszcz i wszedł razem ze mną do Marty. Znowu pojawiła się ta sama pielęgniarka, która krzyczała o poduszkę. - Dlaczego pani tu weszła z tym mężczyzną? - To ksiądz. Nie widzi pani. - Ale po co...