100

100

Opiekunka z roku Marty na Uniwersytecie Jagiellońskim, pani profesor Walas, też stwierdziła, że delegacja przyjedzie. Ale największym problemem okazał się nasz kościół parafialny na naszym osiedlu Sikornik. Po południu nadludzkimi siłami poszłam z siostrą załatwić wszystkie formalności. Nagle okazało się, że pogrzeb może być dopiero w poniedziałek. Nie mogłam tego zrozumieć. Mieliśmy czekać od środy do poniedziałku! Marta, która zawsze chodziła w każdą niedziele do kościoła i siedziała w pierwszej ławce. Na szczęście zadzwoniłam zrozpaczona do księdza Roberta i Macieja. Oczywiście wszystko pozałatwiali i powiedzieli, że poprowadzą Martusi pogrzeb – księża spoza parafii. Ustalono sobotę , tak jak chciałam. Kiedy wróciłam do domu, Michał przygotowywał treść ogłoszenia pożegnalnego i informującego o pogrzebie do „Gazety Wyborczej”, zwrócił się do mnie z taka prośbą:

- Mamo, Marta pisała wiersze, może jakiś cytat z jej wiersza dodamy?

- Tak, Michał to dobry pomysł, zaraz poszukam.

Nagle przypomniałam sobie o wierszach, które Marta prosiła, żebym przeczytała, a ja nie miałam czasu. Leżały na stole. Była tez na nich kartka, którą wyjęłam z kieszeni, z zapisanymi zakupami. Na odwrocie był wiersz.”Rozpacz”. Jak mogłam tak postąpić?! Teraz nie miałam czasu. Samooskarżenia przyszły później. Zobaczyłam fragment tego wiersza:

Odchodzę, nie biorąc ze sobą nic”

- Tak Michał, to dobry cytat, daj go też na szarfę na wieniec. Co je mogę dać?

W międzyczasie dzwonił David, ale rozmawiał z nim Michał. Nie wiem, kto powiadamiał Marty znajomych w Nowym Jorku, może David. Dzwonili i płakali. Wiele osób w tym czasie PŁAKAŁO W NOWYM JORKU razem ze mną.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

139

Czary / Spells

137