109
109
Nie pamiętam co powiedział Robert. Ordynator chciał mi zatrzasnąć drzwi przed nosem. Drzwi, których bym nie otworzyła, bo trzeba znać kod. Cały czas coś wspominał o herbatkach, które jakoby piła Marta. Następnego dnia przyniosłam mu wszystkie herbaty i zioła z domu i rzuciłam na biurko. Przez kilka dni jeździłam z Robertem do szpitala chcąc otrzymać kartę leczenia i wyniki sekcji, na którą nie wyraziłam zgody. Prokurator w niej nie uczestniczył, a powinien. Ordynator wręczył pewnego dnia mi jakąś kartkę. W prokuraturze okazało się, ze zakpił w żywe oczy ze mnie i księdza Roberta. Były to wyniki badań laboratoryjnych, gdzie wszędzie było napisane, że wykryto krew, w sercu, nerkach płucach. To było nie do wytrzymania. Wciąż widziałam straszne cierpienie Marty. Po tym wszystkim co się stało zachowanie ordynatora było obrzydliwe. Nie mówiąc o prokuratorze młodym siedzącym za biurkiem i życzącym sobie , żebym mu przynosiła coraz to inne dokumenty. Ja kobieta w ciężkiej żałobie. To są przerażające przeżycia. Nie jestem w stanie tego opisać. Nie chcę już do tego wracać. Wiem tylko, ze David bardzo wspierał mnie w swoich działaniach. Oczywiście w stanach Zjednoczonych jest zupełnie inaczej. Kiedy mu powiedziałam o sekcji zwłok, był przerażony, oburzony, bardzo to przeżył i miał do mnie żal:
- Jak mogłaś pozwolić, żeby cięto tak cudowne, wspaniałe ciało Marty. To jest barbarzyństwo. Jak można ją było tak potraktować!!!
Oczywiście krzyczał do słuchawki telefonicznej po angielsku, ale tłumaczyła mi to wszystko koleżanka Marty, Ania. Zaczęłam się zastanawiać, jak to się stało, że ją cieli. I po co? Wiedziałam, że w szpitalu wszystko załatwiał Michał, zaraz po jej śmierci. Zadzwoniłam do Michała. W odpowiedzi usłyszałam:
- Mamo, nie wiem. Kazali mi podpisać zgodę, bo stwierdzili, że tak robią gdy umiera ktoś młody i to są przepisy prokuratury.
Komentarze
Prześlij komentarz