111
111
Uznałam, ze w Rzymie może znajdę siły, żeby je przeczytać. Bałam się prawdy o sobie. Nie byłam najlepszą matką. Wiele spraw zostawiałam na później, kiedy dzieci dorosną i nie będę musiała tyle pracować, żeby je utrzymać. Ich ojciec nigdy nie płacił alimentów. W naszym państwie prawa z tego powodu też mu włos z głowy nie spadł. Nawet jak Marta studiowała w Krakowie. Co prawda napisałam jakieś pismo w tej sprawie do ministerstwa i jakiś komornik został niby ukarany, ale nigdy nie dostałam należnych dzieciom alimentów. W naszym kraju nie wiem, kogo prawo obowiązuje, chyba tylko ludzi uczciwych. Teraz to już tez nie ma dla mnie znaczenia. Wracając jednak do pamiętników, znalazłam je i zabrałam ze sobą do Rzymu. Na szczęście tylko w dwóch miejscach Marta i słusznie pisze, że źle postąpiłam. Za co ją przeprosiłam. Miała rację. Dużo więcej jednak wypowiadała się o mnie dobrze. Cieszyłam się, kiedy pisała, że: „ moja mama jest moją najlepszą przyjaciółką”, czy też w jej historii z Davidem pisała: „na szczęście moja mama nas wspiera”. Będąc w Rzymie pół roku po śmierci Marty wciąż płakałam. Niczego nie chciałam. Siostra Irena karmiła mnie swoimi mądrymi słowami, książkami. Siostry otaczały mnie miłością, zrozumieniem i modlitwą. Często chodziłam czytać na taras. Ósmego lipca, w dzień moich urodzin, moja rozpacz przybrała ogromne rozmiary. Pierwsze moje urodziny bez Marty, bez jej ziemskich życzeń. To było straszne. W ten dzień też byłam na tarasie. W pewnym momencie jakbym powoli zaczęła zasypiać. Oczy miałam jednak otwarte. Zobaczyłam przed sobą kulę podobną do słońca . Za moimi plecami świeciło przecież słońce. Było to dla mnie przedziwne, nienaturalne zjawisko. Prawie zamarłam na leżaku. Nagle „słońce” zaczęło się przybliżać. Z jego promyków zaczęły się układać Marty włosy. Zobaczyłam ją na niebie. Dużą piękną, w białej sukni, jakby ktoś ją trzymał na rękach. Była absolutnie zjawiskowa, przepełniona słonecznym światłem, piękna.
Komentarze
Prześlij komentarz