97

97

Tuliłam ja i głaskałam, krzyczałam, chciałam, żeby się obudziła, usiadła na łóżku, ale nic takiego się nie stało. Położyłam na niej swoją głowę i bardzo chciałam umrzeć razem z nią. Czułam, że idę w ciemność, że przestaję mieć świadomość. Poczułam spokój. Nagle usłyszałam nad głową głos księdza Macieja, daleko, ledwie rozróżniałam dźwięki:

- Pani Elu Michał. Ma pani jeszcze syna. Michał pani potrzebuje.

Jakbym zaczęła się budzić z jakiegoś koszmarnego snu. Michał, zaczęłam myśleć. Tak Michał, ale gdzie on jest. Powinien być tutaj. Nie wiem jak znalazłam się w samochodzie. Zadzwonił Marty telefon . To David z Nowego Jorku:

- Elizabeth?

- Yes, David?

Telefon wzięła Ania. Potem powiedziała mi, że David pytał, czy to wszystko prawda. PŁAKAŁ. Nowy Jork po raz drugi zapłakał nad Martą.

***

/ Nie teraz nie jestem tego w stanie pisać, straszy ból i łzy zalewają mi oczy chociaż minęło już ponad trzy lata i jestem w Rzymie w sercu Kościoła, to wciąż jest wszystko strasznie tragiczne. Musze zrobić sobie przerwę na papierosa/. Właśnie siedzę sobie na plaży w Rzymie nad morzem Tyreńskim. Nad tym samym nad którym byłam z Martą, Michałem, Piotrkiem i Dominiką w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym rokiem. Wspominam w myślach tamten czas. Boże oddałabym wszystko za takie wakacje jak wtedy. Ale dobrze, że w ogóle były.

***

Mimo nocy, w domu pojawiło się tyle ludzi. Nie wiem chyba leżałam na twoim tapczanie i w twojej pościeli. Szukałam twojej obecności. Myślami wciąż byłam w szpitalu, wciąż chciałam cię ożywić. Ksiądz Maciej wysłał brata Anki po jakieś lekarstwa do apteki.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

139

Czary / Spells

137