116
116
Przyjechałam na miejsce przed czasem. Wysiadłam z metra i poszłam na umówione miejsce Six Avenue i 34 Street. Nerwowo czekałam. Zadzwonił do mnie David. Moim słabym angielskim powiedziałam mu gdzie czekam, ale nie zrozumiałam co on do mnie powiedział. Zadzwoniłam do Sylwii i poprosiłam ją o pomoc. Za chwilę do mnie oddzwoniła:
- Rozmawiałam z Davidem. Powiedział, że jedzie do ciebie. Masz się nigdzie nie ruszać. On wie gdzie to jest. Czekaj tam na niego. Zaraz do ciebie przyjedzie.
Na szczęście zaraz przyszedł młody chłopak, syn mojej koleżanki, Piotrek. Podjął się być tłumaczem w czasie naszej rozmowy. Było już po dziewiętnastej. David się spóźniał.
- Wiesz Piotrek - zwróciłam się do osiemnastolatka urodzonego w USA w polskiej rodzinie – Marta musiała bardzo kochać Davida. Ona była taka poukładana, punktualna. Mówiła mi, że David często się spóźniał. Jeśli to tolerowała, to naprawdę była miłość.
- Spokojnie. Poczekamy. Jak powiedział, że przyjdzie, to przyjdzie – próbował uspokoić mój niepokój Piotrek.
Nie wytrzymywałam napięcia.
- Piotrek, proszę cię zadzwoń.
- Dobrze.
Właśnie w tej chwili David odebrał telefon i Piotrek mi go pokazał.
- Przechodzi przez pasy – dokończył zdanie.
Przez ulicę przechodziło wielu ludzi, ale od razu go rozpoznałam. W rzeczywistości był niższy, niż go sobie wyobrażałam. Marta mówiła, że zawsze chciał być wyższy. Miał kompleks wzrostu. Zupełnie niepotrzebnie. Miał sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, a Marta sto sześćdziesiąt cztery. Był ładnie ubrany, w modne dżinsy i koszulkę w szaro- białe pasy. Szedł płynnym krokiem. Prezentował się doskonale. Kiedy do mnie podchodził oboje otworzyliśmy ramiona.
Komentarze
Prześlij komentarz