95

95

Zaczął kontaktować się z kliniką w Katowicach. Wysłano stamtąd karetkę po Martę. Jednak w czasie tych działań, które odbywały się na korytarzu szpitalnym wyszedł od Marty ksiądz Robert. Był przeraźliwie blady, spocony i z płaczem osuwał się po ścianie. Widziałam, ze dzieje się coś tragicznego.

- Robert?! Co z Martą?!

- Nie wiem, kazali mi wyjść.

Chciałam wejść do mojej córki, ale lekarze i pielęgniarki mnie nie chcieli wpuść. Chyba usłyszałam , że trwa reanimacja. Marta straciła przytomność. Jak oszalała zaczęłam do wszystkich wydzwaniać. Zapamiętałam tylko tyle, że chciałam, żeby natychmiast przyjechał Michał z Warszawy. Gdyby natychmiast wyszedł z domu i wsiadł do pociągu, przyjechałby do Gliwic na dwudziestą. Gdyby wziął taksówkę, byłby w szpitalu po dwudziestej. Za chwilę zadzwoniła jednak moja synowa i stwierdziła, że ona zwolni się z pracy i będą z Michałem o dwudziestej czwartej. Ksiądz Robert też już musiał pójść, ale zadzwonił ksiądz Maciej ,że już wyjeżdża do Gliwic. Nagle okazało się, że nie ma szpitalu krwi dla Marty. Zaczęłam krzyczeć:

- Zabierzcie mi moją krew, Marta ma taka sama grupę krwi!!!

Nikt jednak nie chciał mojej krwi. Podobno była nieodpowiednia. W międzyczasie przyjechała karetka z Katowic. Ordynator jednak nie chciał wydać Marty. Stwierdził, że jest pod respiratorem i może nie przeżyć podróży . Jeśli przeżyje do rana, to dopiero wtedy ją przewiozą. Wszystkie te słowa były obok mnie, ale jakbym nie rozumiała ich znaczenia i nie zdawała sobie sprawy z tej sytuacji. Po chwili wyszedł lekarz blady i spocony.

- Pani Maliszewska, proszę się przygotować na najgorsze. Po reanimacji stan mózgu pani córki jest taki, że jeśli przeżyje, to do końca życia będzie roślinką.

- Proszę ja ratować, będę pracować na jej rehabilitację.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

139

Czary / Spells

137