112

 112

Patrzyłam oniemiała na ten cud. Nagle, Marta odwróciła się i wtedy zobaczyłam skrzydła, duże skrzydła. Usłyszałam głos Marty z nieba:

- Mamusiu, te skrzydła są takie ciężkie.

Byłam w szoku. Po chwili pobiegłam do siostry Ireny i opowiedziałam o wszystkim.

- Niech się pani modli, to Pan Jezus pani to wszystko wytłumaczy.

Poszłam do katedry św. Piotra na osobistą modlitwę i do spowiedzi w polskiej nawie. Ksiądz mi wytłumaczył, że Marta nie chce moich łez, że te skrzydła, to moje łzy. Od tego momentu starałam się powstrzymywać od łez i rozpaczy. Jednak wciąż miałam żal do Pana Boga, do lekarzy, do Marty ojca, do siebie. Może do siebie największy, że coś przegapiłam, nie dopilnowałam leczenia. Wyrzuty sumienia i samooskarżanie były straszne. Byłam poza życiem. Czułam potworny ból i rozpacz. Jednak nie ustawałam w modlitwie.

Pewnego dnia siostry Amerykanki zaprosiły mnie nad morze, żeby zobaczyć wschód słońca. Co prawda słabo znam język angielski, ale ta wyprawa była kusząca. Rano około godziny trzeciej pojechałyśmy na plażę. Po śniadaniu poszłam do morza. Wtedy poczułam, jak fale mnie otulają. Przypomniałam sobie uścisk Marty i tak jakbym usłyszała jej głos:

- Kocham cię tak bardzo mamo.

To były jej urodziny. Dwudzieste piąte. Szłam w zamyśleniu plażą. Nagle zaczęło powoli i leniwie pojawiać się słońce na niebie od strony Rzymu. Poprzez zabudowania wychodziła jasność poranka. Zatrzymałam się i przyglądałam zauroczona zjawiskowym wschodem słońca, pełna nieopisanych wrażeń. Słońce powolutku przesuwało się w kierunku morza i robiło się coraz jaśniej. Nagle z nieba nad morzem usłyszałam donośny głos.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

139

Czary / Spells

137