3 – czerwiec – wtorek
3 – czerwiec – wtorek
Dzisiejszy wpis będzie smutny bo po pierwsze - kończy się szkoła za dwa tygodnie, po drugie – nic się nie dzieje i jest nudno. Ale po kolei. W poniedziałek 26 maja przyszłam do szkoły w nowej fryzurze. Jednak nikt / chyba, podkreślam chyba oprócz Kani/ nie zauważył, że zmieniłam fryzurę. Troszeczkę byłam zawiedziona, chyba więcej niż troszeczkę. A wracając do Kani, to kiedy mieliśmy lekcję w pracowni, Kania stał przed klasą. I cały czas zerkał w naszą stronę, ale chyba dokładniej to na mnie. No, ale nie będę snuć głupich przypuszczeń. Keketka okazała się skończoną egoistką / ciekawe który to już raz?/Jak zwykle w poniedziałek Keketka wybrała się na angielski o godzinę wcześniej. Po co? No po to, żeby jak zwykle poflirtować z kim? Z Markiem i Boomerem. No i co ja mam zrobić? Zamordować ją? Przecież ona się nigdy, przenigdy nie zmieni. Ale chyba będę miała to gdzieś. Na razie zapomniano
o Keketce w tym szanownym gronie. Acha. Nie napisałam, że Keketka zaprosiła Marka i Boomera na mój koncert./ Dopisek – A oni oczywiście nie przyszli. Bo po co?/
A co do koncertu, no to był super. Śpiewałam „Jesień”. Fajnie mi poszło. Ładnie wyglądałam na kasecie video. I w ogóle to było fajnie dlatego, że byli tam Piotrek Z., Szczepek, Mirek, Bartek, Cycha, Keketka i Grażyna. We wtorek nic się nie działo. W środę było dosyć fajnie. Kiedy wychodziłam z ósmej A, poszłam najpierw po kurtkę. I był tam Marek i Boomer. No i Marek stwierdził mi:
- „Cześć Marta!!!”
/ A jednak zna moje imię, a już w to zwątpiłam/. Ja mu na to powiedziałam:
- „Żałuj, że nie byłeś na koncercie”.
Wtedy on się spytał:
- „Było fajnie?”
Na co ja pokiwałam głową twierdząco. Chyba można to nazwać dosyć o`kay rozmową / tam mi się wydaje/. Ale najfajniejsze było w tym wszystkim zachowanie Keketki po tym wydarzeniu. Była / jak wskazywały wszystkie jej słowa i miny/ po prostu zazdrosna!!! W sumie to nie wiem dlaczego? No bo to nie było coś super. Po prostu przekazanie informacji na temat koncertu. W każdym razie Keketka była trochę podłamana. W czwartek było Boże Ciało. Byłam z dziewczynami w kościele, ale niestety nie było Kani, ani jego kumpla ani Andrzeja. Ale kiedy po południu wracałam ze sklepu zobaczyłam Kanię i jego kumpla / ciekawe czy kiedyś się dowiem jak on ma na imię, było by dobrze/.
/ Dopisek – Już się dowiedziałam jakieś pięć miesięcy temu/.
I chociaż już prawie skręciłam to specjalnie wyszłam naprzeciw nich. Przeszliśmy koło siebie z dziwnymi minami. I chyba zaryzykuję stwierdzenie, że Kania był lekko speszony / a może bym tylko chciała, żeby tak było/. Ale w każdym razie ja musiałam mieć trochę dziwną minę. Przez piątek i sobotę było dosyć nudno. W niedzielę znowu byłyśmy w kościele. Wiedziałam, że nie będzie Kani, bo o 12:30 zaczynał się mecz w nogę, w którym grał. Ale wrócę teraz do mszy. O meczu później. No więc na mszy siedziałyśmy kolo Andrzeja i kumpla Kani. Andrzej próbował nas nie zauważać. Jednak mu się niezbyt udawało. I przekazałam mu „znak pokoju”. Kumplowi Kani nie, bo bardzo nie chciał. Ale kumpel Kani robił fajne miny. To znaczy udawał, że nas nie zna. Jednak mu nie wychodziło. I trudno mu było to ukryć. Zaraz po kościele pojechałyśmy z Keketką na stadion „Piasta”. Kiedy przyjechałyśmy, była już druga połowa meczu. Stan meczu 4:0 dla naszych przeciwników. Naszym przeciwnikiem była klasa sportowa ze Szkoły Podstawowej nr 34 z Sośnicy. W sumie nie mieliśmy szans bo oni nie przepuścili ani jednej bramki. Przez cały mecz ten wynik się pogarszał. Najlepiej grał Rafał, drugi był Kazek. Kania grał tak sobie. / A tak a`propos Kani to był jego tato oraz młodszy brat. Mała Kania jest bardzo słodki/. No i Rafał sprawdził się jako ten najlepszy. Pod koniec meczu strzelił gola. Ostateczny wynik meczu był 13:1. W poniedziałek dowiedzieliśmy się , że nie ma komersu. No i Keketka dla odmiany chciała bardzo poflirtować. Ale jej nie wyszło / na szczęście/. Co do komersu to czuje się z tego powodu tragicznie. Przecież teraz wszystko się kończy. Wszystko!!! I nawet nie będzie komersu. Dzisiaj w szkole było fajnie. Kiedy szłam z dziewczynami do sklepiku Marek wtedy powiedział mi:
- „Cześć”.
Poczułam się fajnie. Za to Keketka znowu była troszeczkę zazdrosna. Jestem tak koszmarnie, potwornie, tragicznie smutna. Dlaczego musi się już kończyć szkoła? Przecież nic się nie stało. Tyle nadziei miałam w listopadzie, grudniu, styczniu. A teraz pozostał mi tylko żal, że nic się nie spełniło. I nie spełni. Boże ratuj!!! Pogrążam się w takiej bezsensownej melancholii. Może jeszcze przez te dwa tygodnie jeszcze coś się zmieni???
Witam.
Pamiętam ten koncert w gliwickim Ratuszu. Marta wspomina o końcu roku szkolnego i zakończeniu szkoły podstawowej - ośmioklasowej.
Pozdrawiam
Ela
Komentarze
Prześlij komentarz