79

 79

Byłam bardzo zadowolona. Tydzień przed jej wylotem wreszcie mogłyśmy zrobić zakupy. W sobotę rano jak zawsze wstałam pierwsza zrobiłam kawę i zaczęłam czytać Pismo Święte. Za chwilę weszła do pokoju Marta.

- Przeczytaj na głos – powiedziała.

Był to psalm o oblubienicy, kiedy to Pan Bóg zabiera ją do siebie. Zadumałyśmy się jak zawsze. Chwile na ten temat porozmawiałyśmy. Marta przyniosła kilka swoich wierszy wydrukowanych z komputera.

- Mamo może przeczytasz?

- Nie Marta, nie teraz, nie mam czasu, muszę iść do sklepu na zakupy. Wiesz, że jak w poniedziałek pójdę do pracy to znowu nic nie zrobię. Za tydzień wylatujesz, wreszcie są pieniądze, muszę kupić tobie wszystko na pierwszy miesiąc pobytu w Nowym Jorku, zanim ci wypłacą pieniądze. Poza tym w domu też jest pusta lodówka.

- Pójdę z tobą. Pomóż mi wybrać wiersze do tomiku.

- Nie, nie pójdziesz ze mną. Jest mróz, musisz wydobrzeć przed odlotem. Nie możesz się znowu przeziębić. Bierzesz jeszcze antybiotyk.

- Mamo, ale jak ty sobie poradzisz. Trzeba kupić jeszcze tyle rzeczy.

- Poradzę sobie. Zawsze musiałam sobie radzić.

- No dobrze, po drodze wejdź do apteki i kup jeszcze paracetamol, bo mi się kończy.

- Mogę ci kupić, tylko nie bierz tyle tych tabletek.

- Ale mnie jeszcze wszystko boli.

- Marta, musisz się uczyć odporności na ból. Będziesz rodzić dziecko. Zobaczysz wtedy, ile kobieta potrafi znieść.

- Oj mamo nie marudź.

Wzięłam zapisaną kartkę ze stołu, odwróciłam na drugą stronę i zaczęłam pisać listę zakupów, oczywiście z Martą. Nie zwróciłam uwagi na treść zapisanej kartki.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

139

Czary / Spells

137