90
90
Zadzwoniłam do znajomych z prośbą o pomoc. Pamiętam jedna rozmowę. Marta ją słyszała. Mąż mojej koleżanki był ordynatorem kliniki urologicznej w Katowicach. Pomyślałam, że może tam miała by lepszą opiekę.
- No wiesz, nie wiem, to są pewne układy. Muszę porozmawiać z mężem.
Znowu zostałyśmy bezradne i same. Dałam jeszcze Martusi zeszyt.
- Marta proszę cię napisz sobie swoje plany długoterminowe.
- Mamo David też mówił jak ty, kiedy do mnie dzwonił.
- To po prostu tak zrób. Wiesz, że go cenię za jego mądrość. Jeśli będzie coś się działo, to proszę dzwoń.
Dałam jej buziaka i poszłam do domu. Byłam wszystkim ogromnie zmęczona. Rano jakoś zebrałam się do szkoły. Zaraz zadzwoniłam do Marty:
- Jak się czujesz córeczko?
- Mamo mieli mi robić jakieś cudowne badania, ale nikt do mnie nie przychodzi. W nocy tez musiałam chodzić prosić się o kroplówkę.
- Jezu, co ty mówisz?! Proszę cię to idź do lekarza.
- Nie mogę.
- Dlaczego nie możesz?
- Jestem cała z prawej strony opuchnięta, nie wstanę z łóżka.
- Marta, co ty mówisz?! Przecież wczoraj się dobrze czułaś! Co się stało?!
- Nie wiem mamo, pewnie tu się przeziębiłam. Boję się. Strasznie kasze i pluję krwią.
- Marta zaraz zadzwonię do szpitala przy ul. Radiowej i poproszę, żeby cię tam z powrotem zabrali. Postaram się też zwolnić ze szkoły i do ciebie przyjechać. Trzymaj się kropko, wszystko będzie dobrze.
Przy tej rozmowie był mój uczeń.
- Proszę pani, niech pani zapakuje córkę do pierwszego samolotu do Nowego Jorku. Tam lekarze na pewno ją wyleczą.
Komentarze
Prześlij komentarz