Wpis do 8 listopada.
Wpis do 8 listopada.
Nie opisałam szczegółowo wycieczki do Oświęcimia, a w sumie powinnam. Wycieczka była 5 listopada. I cały ten dzień zaczął się bardzo fajnie. Był to bardzo słoneczny i ciepły dzień. Za ciepły jak na listopad. Rano parę minut po ósmej poszłam do sklepu po bułeczki, mleczko, wędlinkę. Po prostu po śniadanie. No, i w sklepie widziałam Marka i Kazika. Ale z tego co sadzę, to oni mnie nie widzieli. Potem poszłam do domu, rozmyślając o tym, czy wreszcie Robert zrobi coś fajnego w stosunku do mnie czy też nie. W domu dopiękniłam się już tak jak się tylko dało. I chyba wyszło nawet dobrze. Parę minut później przyszły po mnie Anki. Poszłyśmy więc pod sklep, gdzie byliśmy umówieni. Naszą paczkę uzupełniła jeszcze Magda. Tworzyłyśmy więc zwariowaną czwórkę. Wsiadłyśmy do autobusu. I ja siedziałam z Keketką, a Anka z Magdą. Z tyłu siedzieli chłopcy, ale oni się notorycznie zamieniali miejscami. Ogólnie droga odbyła się bez większych niespodzianek. / Tzn. nikt z nami nie zaczął flirtować, ale też nie wykopali nas od razu z autokaru, ani nawet nie wyśmiali/. Cały tył przy piosence BSB „We`re get a going on” się bardzo dobrze bawił. Potem Polo chciał włączyć swoją kasetę / wiadomo metal/, ale w końcu tego nie uczynił. Czyli przyjęto nas sympatycznie.Na miejscu jeszcze przed wejściem do kina siedzieliśmy / tzn. wszystkie dziewczyny/ na jednej ławce, chłopcy z ósmej „a”, na drugiej. Potem wypadło tak, że siedziałam koło Bartka. I w pewnym momencie miałam nieodpartą chęć, żeby mnie dotknął / głupie uczucie/. Każda z nas siedziała osobno / w sumie to nie wiem dlaczego/. I ja patrząc na Ankę miałam bardzo fajny widok na Marka. On mi się wtedy nie podobał jeszcze tak bardzo / no bo przecież był Robert/. Ten fajny widok jednak bardzo usilnie wykorzystywałam.
Chciałam być jak najbliżej Roberta, albo w ogóle obok kogoś fajnego. Co zresztą udawało mi się przez przypadek. No więc stawałam sobie gdzie popadnie. I na przykład nagle znajdowałam się koło Marka. Przeznaczenie. / Że tak zejdę z tematu, ale chciałam zauważyć, że w tym pięknym miesiącu jakim jest listopad, to ja byłam na pewno przeznaczeniem Marka a on moim/. Potem było jeszcze kilka fajnych momentów i gdybym pisała to na gorąca, byłyby tu one uwiecznione. Niestety mija, pamięć buntuje się.W pewnym momencie pomiędzy mną i Markiem nastąpił kontakt wzrokowy. Nie było na świecie poza nami nikogo. Patrzyliśmy sobie tak prosto w oczy i wtedy wytworzyło się miedzy nami coś dziwnego. Coś jakbyśmy chcieli się przez to patrzenie na siebie poznać, zajrzeć drugiemu w duszę. Trwało to kilka chwil i było czymś pięknym.Po zwiedzeniu obozu wróciliśmy do autobusu i po paru minutach odjechaliśmy. Ale jeszcze przed odjazdem wydarzyła się jedna rzecz. Otóż na moim miejscu siedział Kazek. No i kiedy tam przyszłam, on zapytał mnie:- „Czy ty tu siedzisz?”.
Na co mu odpowiedziałam, że:
- „Tak”.
Na co on mi powiedział, żebym usiadła z nim. Co ja zaraz uczyniłam, nie zastanawiając się nad tym. No i Kazek chyba się troszeczkę zdziwił, że uczyniłam to, bez żadnego ale. Jak sobie usiadłam to miałam super widok na Marka. Lecz po chwili przyszła Cycha i Kazek już się wycofał z siedzenia ze mną. Ale było sympatycznie.Przez całą podróż Asia, Basia i Gosia mnie obgadywały. Nie wiem czy tylko mnie, czy też nas wszystkie. W każdym razie nie było to sympatyczne.
Pod koniec powrotu zrobiłam zdjęcie Ance z Markiem w tle. I kiedy zrobiłam to zdjęcie, Marek bardzo długo na mnie się patrzył. Ale chyba nie był zły z tego powodu. Potem jeszcze Keketki aparat wzięła Gosia i chciała zrobić zdjęcie Markowi / chyba nie zauważyła, że ja mu zrobiłam zdjęcie/. Lecz po chwili uświadomiła sobie, że jeśli zrobi zdjęcie, to my się z tego ucieszymy, więc nie zrobiła. Za to zrobiła zdjęcie nam / co prawda na zdjęciu widać tylko Keketkę ale to nic/. Potem ten aparat dorwał Marek i chciał nam / mnie i Ance/ zrobić zdjęcie. Na co ja zaprotestowałam. A on się wtedy słodko uśmiechnął. Kiedy ja protestowałam Aśka powiedziała coś w stylu:- „Oj Maruś. Uważaj, bo będziesz miał więcej dzieci”.
Myślałam, że ją zamorduję. Jednak opanowałam się. I to byłoby na tyle wydarzeń tamtego dnia. I właśnie wtedy Marek stał się kimś ważnym, a Berbo dla mnie przestał się liczyć. To był wielki błąd. Bo teraz Marek ma mnie gdzieś.
THE END / everything/.
Witam.
Dzisiejszy wpis rozpoczyna nową historię nastolatkowej "miłości". Ma na imię Marek.
Pozdrawiam
Ela
Komentarze
Prześlij komentarz