35

35

- Czy pani jest mamą Marty ?

- Tak. Gosia ?! - wykrzyknęłam z radością.

- Tak. A to jest Radzio, mój chłopak.

Rzuciliśmy się sobie w ramiona. Cieszyłam się ze spotkania. Poszliśmy na kawę. Rozmowa rwała się, nie kleiła. Poruszaliśmy na raz wiele wątków. Oboje spieszyli się do pracy. Poprosiłam, żeby zadzwonili do Davida. W końcu to też był ich znajomy z czasów, gdy razem dwa lata wcześniej spędzali wakacje, pracując w Playlandzie. Poza tym dobrze znali język angielski. Kiedy do niego zadzwonili David się ucieszył. Umówił się z nami w poniedziałek rano na Grand Central. Gosia z Radziem zaprosili mnie na najbliższy weekend do siebie do Stamford.

Następnego dnia zapakowałam czasopismo „Gazetę Polską” z pierwszym artykułem o Martusi, wydaną twórczość: płyty z jej piosenkami, tomik z wyborem wierszy i podjęłam trud samodzielnej podróży do Stamford. Potrafiłam już dojechać metrem do Forty Street, ale potem musiałam przechodzić podziemnym przejściem i pytać jak dojechać do Grand Central. Poradziłam sobie. Ogromny dworzec mnie przeraził. Kupiłam bilet, zalazłam odpowiedni peron i wsiadłam do właściwego pociągu. Ale wszystko działo się tak, jakby Marta była ze mną i mnie prowadziła. Zawsze podróżowałyśmy razem i zawsze była przewodniczką. A teraz byłam sama i to w Nowym Jorku. W pociągu musiałam się dopytać, gdzie mam wysiąść. Moja współpasażerka, młoda dziewczyna nie bardzo rozumiała o co ja pytałam moim łamanym angielski. Na szczęście miałam słownik przy sobie i to dzięki niemu, udało nam się porozumieć. Wiedziałam już gdzie mam wysiąść. Zaskoczyło mnie tylko to, że w pociągu konduktor zabierał bilety. Ale skoro wszyscy pasażerowie oddawali to ja też. Widocznie tu są takie zwyczaje.

Dziś kiedy pomyślę o tej wyprawie, zastanawiam się skąd miałam w sobie tyle odwagi na taka samotną podróż. Myślę, że sprawiła to miłość do Marty i poszukiwanie choćby okruchów wspomnień o niej.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

139

Czary / Spells

137