45
45
- Tak i jeszcze dodatkowo zrobiłyśmy z Pauliną nasze wspólne zdjęcie z Martą. Oprawiłyśmy je w ramkę – dodała Gosia.
- Wiem- dopowiedziałam.- Marcie ten prezent też bardzo się podobał. Gdy wróciła do Polski powiesiła nad swoim łóżkiem. Zresztą jest tam do tej pory. Powiedziała wtedy do mnie:
„Mamo, ja nigdy nie miałam takich urodzin. One były wyjątkowe. Tyle ludzi mi składało życzenia. Dostałam tyle wspaniałych upominków. Nawet Portorykanka Kaliola Perado, która też pracowała w Playlandzie przyniosła mi ramkę na zdjęcie z koralikami. Wszyscy się cudownie bawili.”
Do tej ramki włożyłam Marty zdjęcie i stoi na półce.
- W następne wakacje, gdy tam pracowaliśmy już po śmierci Marty, ona często się pytała o Martę – powiedziała Gosia. Chciała o niej dużo wiedzieć. Zawsze do niej i o niej mówiła: ROSA, MY ROSA. Bardzo ją lubiła. Bardzo.
- Opowiem wam jeszcze jedną historyjkę – kontynuowałam wspomnienia. W pierwszych dniach pobytu Marty w pracy, często do mnie dzwoniła i opowiadała przeżywane sytuacje. Skarżyła się, że podrywa ją czarnoskóry menadżer Eryk. Martwiłam się i udzielałam jej porad, żeby mówiła mu, że ma narzeczonego. Na szczęście już wtedy pojawiał się obok niej David. Pilnował ją, odprowadzał na przystanek. Czuła się przy nim bezpieczna. Nie podrywał jej. Był grzeczny, uprzejmy. Co prawda po krótkim okresie znajomości Marta powiedziała mi, że zaproponował jej małżeństwo, ale jak twierdziła, dlatego, że chciał, żeby została w Stanach i nie wracała do Polski. Była zaskoczona jego zachowaniem. Wiem jednak, że się cieszyła. Czuła się doceniona i dowartościowana. Na początku nie brała jego propozycji poważnie, ale z czasem…
Była tu bardzo szczęśliwa. Często dzwoniła do mnie, wysyłała maile. Zawsze mówiła i pisała, że nigdy się nie denerwuje, jest na luzie, żyje bez stresu.
Komentarze
Prześlij komentarz