37
37
Marta tak samo mówiła, w ten sam sposób. Nerwowo, urywając zadania. Dopiero, gdy już się dobrze poczuła, pewnie i bezpiecznie, to mówiła pięknie, spokojnie, płynnie. Jak pani teraz. Lubiliśmy jej słuchać.
- Tak to prawda – wtrącił Radek. - Teraz czuję, jakbym siedział z Martą.
Zapadliśmy w melancholijną zadumę.
- Kochani – powiedziałam po chwili. - Przyjechałam tu w konkretnym celu. Wzięłam ze sobą kamerę. Bardzo chciałabym pojechać do tych wszystkich miejsc, gdzie była Marta. Porozmawiać z ludźmi, którzy ją znali. Sfilmować miejsca, w których była. Miejsca w Nowym Jorku już nakręciłam. Korzystałam ze zdjęć, które mi zostawiła.
- Jutro pojedziemy i wszystko pani pokażemy – powiedział Radek.
- Dziękuję wam bardzo. Proszę, opowiedzcie mi o ostatnich Marty wakacjach, które spędziła z wami.
- To było tak – rozpoczęła opowieść Gosia. Kiedy przyjechałam do Elmsford / to taka mała miejscowość pod Nowym Jorkiem/ bo tam byliśmy zakwaterowani w hotelu. Marta już tam była. Tam ją poznałam.
- Tak, Marta mi o tym opowiadała – dodałam. Mówiła, że przyjechała na miejsce sama, bo ciocia ją odprowadziła tylko na Grand Central. Była tam nieliczna grupa studentów. Na początku mieszkała z Portorykanką, która bardzo słabo mówiła po angielsku. Przez pierwszy tydzień nie pracowała, ponieważ padał deszcz. Wesołe miasteczko jeszcze nie było otwarte. Mówiła też, że ten hotel był drogi. Kosztował pięćset dolarów, oczywiście bez wyżywienia. Fakt, ze miała internet, telefon stacjonarny i basen, ale dla niej było to drogo. Wzięła ze sobą tysiąc dolarów. W okolicach nie było sklepów. Żywiła się batonikami.
- Pamiętam przyjechałam do hotelu rano – rozpoczęła wspomnienia Gosia. - Dokwaterowali mnie do pokoju Marty.
Komentarze
Prześlij komentarz