Posty

Wyświetlanie postów z 2023

139

139 Szczególne słowa uznania kieruję dla Davida, który obok Marty jest bohaterem tej książki. Dziękuję mu za miłość, którą podarował mojej córce w ostatnich miesiącach jej życia. To dzięki niemu odchodziła szczęśliwa i kochana. Długo szukała tej miłości i tyle czasu na nią czekała. Wiedziała czego chce. Czasami jeszcze przed wylotem do Nowego Jorku powtarzała: - Mamo, może moja druga połowa brzoskwini mieszka na drugiej półkuli. Tutaj w Polsce nikogo takiego nie znam. Wiem jakiej chcę miłości i jakiego mężczyznę. Kiedy była nastolatką, nosiła w portfelu zdjęcie Jordana, jej ulubionego koszykarza. W jej pokoju wisiał jego plakat. Czasami do niej mówiłam: - Marta zasugerujesz się i będziesz pragnąć czarnego mężczyzny. - Mamo, może ja chcę takiego. Czarni maja inną kulturę i są bardzo uczuciowi. Czasami myślę, że znała historię swojego życia. Miała wielka mądrość w sobie i doskonałą intuicję. Podziwiam moją có...

138

 138 Marty Maliszewskiej. Artyści malują jej obrazy, poeci piszą o niej lub dla niej wiersze. To dzięki takim ludziom moje życie nadal ma sens. Czasami robię jej ulubione ciasteczka, które nazwałam „ciasteczkami Marty”. Kiedy piekła je Martusia, wszyscy się nimi zachwycali. Wiem, że w jej wydaniu były znacznie lepsze. Jeśli ktoś chce spróbować podaję przepis: Po 25 dkg białego sera, mąki, masła lub margaryny, marmolada najlepiej różana, roztrzepane białko, cukier puder Ser zmielony zagnieść z posiekanym masłem i mąką. Uformować kulę i włożyć na godzinę do lodówki. Wyjąć ciasto, rozwałkować. Wycinać kwadraty lub inne formy. Na każdym kawałku ciasta położyć kawałek marmolady. Zlepić brzegi na trójkąty lub inne figury. Posmarować białkiem. Piec w niezbyt gorącym piekarniku na złoty kolor. Posypać cukier pudrem. Pycha. Najlepiej zajadać czytając Marty wiersze. Często też przygotowuję ulubioną sałatkę Marty, którą zajadała się w Nowym Jorku. Mnie też ogromnie sma...

137

137 ZAKOŃCZENIE Upłynęło już trzy i pół roku od momentu kiedy Marta odeszła. Dla mnie ona wciąż jest. Żyje inaczej. Nie mogę jej przytulić, pocałować, ale wiem, że jest ze mną . Dalej staramy się razem współpracować. Chociaż jest to trudne. Czasami przychodzi do mnie we śnie. Na szczęście zostawiła po sobie swoje wiersze, piosenki, sztukę, opowiadania i pamiętniki. Organizujemy wieczory poetyckie, wydajemy nadal tomiki wierszy, nagrywamy piosenki. Założyliśmy teatr, wystawiamy jej sztukę, nagrywamy film. Dziennikarze piszą o niej. Realizujemy audycje radiowe i nagrania telewizyjne. Życie jakby wcale się nie zmieniło. Dziękuję wszystkim ludziom dobrej woli, którzy wkładają serce, czas i swoje umiejętności do tych działań. Wiem, że Marta nadal porusza ludzkie serca. Miłość dla niej zawsze była i jest najważniejsza. Z miłości w niecałe dziesięć miesięcy po odejściu Marty pojawił się na świecie jej bratanek, a mój...

136

136 - Nie. Wracam do Nowego Jorku. - To po powrocie będziesz jeszcze miała dużo czasu do zwiedzania. - Dobrze. Nie wiem tylko jak zareaguje David. - Wiesz rozstania dla miłości są też sprawdzianem. Jeśli jest to miłość na całe życie to poczeka. - Wiem, mamo. Do zobaczenia. - Dziękuję. Tak się cieszę, że się zobaczymy. Kocham cię. - Ja ciebie też. Pa. Bardzo się cieszyłam, że Marta wraca. Sprzątałam robiłam zakupy. Przygotowałam dom na jej powrót. Kiedy Marta już wylądowała na lotnisku w Warszawie, zadzwoniła do mnie. Jej głos był smutny. - Już jestem mameczko. - Tak się cieszę. Paulina wyszła po ciebie? - Tak. Pomoże mi dostać się na dworzec i wsiąść do pociągu. - Marta czuję, że jesteś smutna. - Tak mamo. Całe dziewięć godzin w samolocie płakałam. Nie chciałam wracać do Polski. Zrobiłam to dla ciebie. Wiesz prawie spóźniłam się na samolot i nie musiałam płacić nadbagażu, bo już nie było czasu. David odwiózł mnie na lotnisko i nie chciał mnie puś...

135

135  - Pa Martuś. Dwudziestego września zmarł mój ojciec. Chociaż mieszkaliśmy daleko od siebie i zawsze byłam samodzielna, po tym wydarzeniu załamałam się. Ten rok był dla mnie taki trudny. Ślub Michała, pierwsze długie wakacje bez Marty, śmierć ojca i samotność. Zupełnie sama z tymi wydarzeniami, emocjami. Marty wiza kończyła się ósmego października. Wszystkie jej sprawy nagle zostały nie załatwione. Nie miałam sił, głowy do tego wszystkiego. Żałoba. Martusi też było przykro, że już nie zobaczy dziadka, z którym była bardzo związana emocjonalnie. Jego ukochana wnuczka. Trochę zastępował jej ojca, którego nie pamiętała, albo nie chciała pamiętać. Zadzwoniła ostatni raz z Nowego Jorku: - Mamo, chcę tu zostać. - Marta, proszę cię wróć. Chociaż na trochę. Wszystko sobie sama załatwisz. Zobaczymy się, a potem znowu wrócisz. Ja postaram się przejść na wcześniejszą emeryturę i w wakacje polecę do ciebie. Zostanę tam z tobą i tez nie wrócę do Polski. Będę ...

134

134 - Powiedz mu, że mu tego życzę. - Powiem. Wiesz David bardzo interesuje się Polską. Uczy się nawet przy mnie języka polskiego. Jego dziadek walczył w czasie drugiej wojny światowej w Europie. - To ciekawe. - Opowiem ci o tym innym razem. Pa mameczko. Jestem taka szczęśliwa. Dawno nie słyszałam tyle szczęścia w Marty głosie. Nie miałam czasu zastanawiać się nad tym wszystkim, ponieważ zachorował mój ojciec. Często do niego jeździłam. W międzyczasie Marta już podjęła ostateczną decyzję: - Mamo – mówiła w kolejnej rozmowie telefonicznej – zostaję. W przyszłym roku w sierpniu weźmiemy ślub katolicki w Bazylice św. Patryka na Manhattanie. Chcemy, żebyś była na naszym ślubie. Dlatego poczekamy do wakacji. - A David jakiego jest wyznania? - Jego rodzice są baptystami , ale on zgodził się zostać katolikiem. Zdążymy to wszystko załatwić. Mam tylko prośbę do ciebie. Żebym mogła być dalej legalnie tutaj, muszę mieć status studentki. Proszę pojedź na ucze...

133

133 - Marta, cieszę się, że David się tobą opiekuje. Jestem spokojniejsza. Pamiętasz, jak ci mówiłam: nieważny wiek, ważne uczucie, w tym wypadku można powiedzieć nieważny kolor skóry ważne uczucie. Czy ty go kochasz? - Chyba tak, ale boję się tego uczucia. Nie planowałam miłości w Nowym Jorku. Będę dziś kończyć. - Dobrze Marteńko. Trzymaj się. Znowu miałam o czy myśleć. Nad czym się zastanawiać. Chociaż jeszcze nie wszystko do mnie docierało. Uczucie Marty i Davida zaczęło się rozwijać. Następny telefon przyniósł nowe informacje. Zresztą David często zajmował miejsce w Marty opowiadaniach: - Wiesz Mamuś, powiedziałam Davidowi, że jeśli wyjdę za niego to tylko wtedy, gdy go pokocham. To on mi powiedział, że uczynię go wtedy szczęśliwym człowiekiem, bo dla czarnego mieć białą żonę, blondynkę i jeszcze po uniwersytecie, to tak, jakby w Polsce wygrać milion w totolotka. Powiedz, czy jakiś mężczyzna w Polsce, tak by mnie docenił? - Nie, na pewno nie. - Mamo, nie szukaj mę...

132

132 Gospodarze udekorowali podwórko. Przygotowali sprzęt. Gdy wróciłam z pracy wszyscy mi składali życzenia. W Playlandzie też mi życzyli „happy birthday” i obdarowywali prezentami, upominkami, całusami. Od takiej Portorykanki dostałam śliczną ramkę na zdjęcie z koralików . Zwraca się do mnie: Rosa, my Rosa. Od koleżanek dostałam nasze zdjęcie też w ślicznej ramce. / Dziś to zdjęcia wisi nad moim łóżkiem, tak jak je zawiesiła Marta/. - Bardzo się cieszę Martuniu i gratuluję. - Wiesz na moje urodziny przyszło mnóstwo ludzi: Ukraińcy, Rosjanie, a nawet Turcy. Do północy bawiliśmy się bez alkoholu, dopiero potem zrobiłam drinki. Gospodarze byli zdziwieni, że pierwszy raz widzą Polaków, którzy prawie nie piją świetnie się bawią. - Jestem z ciebie dumna Marta. Dobrze, że zostawiasz dobre imię Polaków po sobie. A David też był? - Tak, jedynym czarnym. - David jest czarny? - Tak nie mówiłam ci? - Nie, nie mówiłaś. - Mamo, ale jakie znaczenie ma kolor skóry. Chyba nie jesteś...

131

131 - Mamo, David mi się oświadczył. – Prawie krzyczała rozradowana do słuchawki. - Marta?! - Tak, ale nie martw się. On chce, żebym nie wracała do Polski. Poprzez małżeństwo nabywam praw amerykańskich. - Chcesz zostać?! - Nie wiem rozważam taka możliwość. Jeśli miałabym tu zostać, to nie chcę być nielegalną imigrantką. Prawie wszyscy polscy studenci, z którymi jestem zostają. Nikt nie chce wracać do Polski. - Zaskoczyłaś mnie. Ale chcesz wziąć ślub bez miłości. Nie rób tego. Wiesz, ze ja tak zrobiłam. To nie jest dobra decyzja. - Oj mamo, skąd wiesz, ze bez miłości. David się tak zachowuje, jakby mnie kochał. Widzę, że bardzo się mną opiekuje i mu na mnie zależy. - A ty? - Jeszcze nie wiem. Wiem, że nie chcę wracać do Polski. - A ja? – Zapytałam egoistycznie. - Porozmawiamy o tym innym razem, teraz muszę już kończyć. Pa, mamo. - Pa córeczko. Byłam zszokowana, ta wiadomością. Zbliżały się dwudzieste czwarte urodziny Marty – dwudziesty siódmy lipca. Odeb...

130

130 W czasie pobytu w Rzymie pisałyśmy z Martą maile i sms-y. Cały czas miałyśmy kontakt ze sobą. Po moim powrocie z Rzymu znowu rozmawiałyśmy przez telefon. Czasami Marta długo mi opowiadała co się działo w jej życiu, wtedy jej przerywałam: - Marta, tak długo rozmawiamy, dużo zapłacisz, a potrzebujesz pieniędzy. - Nie mamo. Nie martw się. Tutaj są takie karty za dwa dolary i można z Polską rozmawiać dwie godziny. - Dobrze to opowiadaj. - Wiesz mamo , tu jest zupełnie inny świat. Ja nie mam żadnych problemów. Ludzie tu żyją inaczej niż w Polsce. Cały tydzień się pracuje, a w weekend wszyscy się bawią. Żadnych stresów, na luzie. Wszyscy się tu uśmiechają, rozmawiają ze sobą i wszystko jest ok. - Nie potrafię sobie wyobrazić, takiego życia. - Naprawdę tak jest. Jedynym moim problemem jest to jaki ciuszek sobie kupić na imprezę. - Marta, kupujesz co tydzień nowe rzeczy?! – Wykrzyknęłam przerażona. – Przecież wydasz mnóstwo pieniędzy. - Mamo, stać mnie na to, a po...

129

 129 Nie chcę skarżyć i to na początku mojej pracy. - Wiesz Martuś, zastanowię się, popytam znajomego z Chicago. - Skąd go znasz? - Z czatu na Internecie. Codziennie z nim rozmawiam. To mądry człowiek. Zna tamtejsze obyczaje. Może mi coś doradzi. - Dobrze. - Zadzwoń jutro. - O.K. - Kocham cię kropeczko. Trochę zmartwiłam się tą wiadomością. Mój znajomy, przepytał mnie o Martę i kiedy dowiedział się, że jest piękną blondynką, stwierdził, że będą ją tam „podrywać”, a najczęściej czarni. Doradził mi, żeby Marta mu powiedziała, że ma narzeczonego, a najlepiej, gdyby któryś z jej kolegów udawał jej chłopaka. Tak też jej poradziłam. Za kilka dni Marty głos telefonie już miał inną barwę. - Mamo już się nie musisz martwić. Wiesz tu z nami pracuje amerykański student David. On się mną opiekuje. Zaprzyjaźnił się z naszą polską grupą. Zawsze stara się być blisko mnie. Po pracy czeka mnie i odprowadza mnie do autobusu. - Teraz on cię podrywa? - Nie. ...

128

128 Do pracy w Playlandzie studentów dowoził autobus z hotelu. Miała wielka tremę przed rozpoczęciem pracy. Marta zawsze bardzo sumiennie wykonywała swoje obowiązki. Teraz też chciała dobrze wypaść. Po pierwszym dniu zadzwoniła: - Mamo wiesz tak się cieszę, dostałam pracę przy kasie, jako jedyna studentka. Bałam się, ze każą mi robić pizzę lub hamburgery i musiałabym się ciapać, a tu takie wyróżnienie. Wszyscy mi zazdroszczą. Mówili mi studenci z poprzednich lat, że na moje stanowisko dają ludzi po praktyce, a ja dostałam po jednej rozmowie. - Jesteś świetna, znasz dobrze język angielski. - No tak, ale ja rozliczam pieniądze. - Widocznie masz uczciwość wypisaną na twarzy. - No może masz rację. Nie podoba mi się tylko to, że musimy nosić zielone uniformy i bluzy włożone do spodni. - Marta, co się przejmujesz, przecież po pracy się przebierasz. - Tak, to fakt. Całuski mameczko. Będę już kończyć. - Pa córeńko, trzymaj się. ...

127

 127 Za kilka godzin odebrałam telefon. - Mamo, jestem szczęśliwa, że jestem w Nowym Jorku. Jestem oczarowana, jest piękniej niż sobie wyobrażałam. Ciocia mnie zabrała na Manhattan. Byłam na Word Trey Center. Widziałam Statuę Wolności. Bardzo się cieszę, że tu jestem. Jutro jadę pociągiem do hotelu. - Sama? - Tak, bo wujek z ciocią pracują. Jadę z największego dworca Grand Central. Ciocia mnie tam zawiezie na, a dalej sama. - Poradzisz sobie? - Mamo wiesz, czuje się tak, jakbym się tutaj urodziła. Mam wrażenie, jakbym była w swoim mieście. Wiesz to jest moje miejsce na ziemi. Ale będę już kończyć, bo nie chcę cioci naciągać na telefon. Zadzwonię jak już będę na miejscu. - Córeczko, nie masz za dużo pieniędzy. Może znajdź miejsce, gdzie będziesz miała dostęp do internetu i będziemy rozmawiać na gadu - gadu. - Mamo, proszę cię, to jest Ameryka , nie Polska. Tutaj kupuję kartę za pięć dolarów i mogę rozmawiać z Polską dwie godziny. - Dobrze córeczko, to czekam na te...

126

 126 - Marta co się dzieje? - Nic mamo, to tylko nerwy, w końcu sama lecę za ocean na druki koniec świata. - Boisz się? - Trochę. - Córeczko, może nie leć. Zrezygnuj. - Mamo, no co ty dam sobie radę. Przecież jestem dużą i zaradną dziewczynką. - Wiem, zawsze sobie radziłaś. - Już jest dobrze. Teraz mogę iść. Ostatni uścisk i poszła. Patrzyłam jak podchodzi do odprawy, podaje paszport i bilet. Została przepuszczona. Pomachała mi ręką, posłała całuska i zniknęła… Kiedy dzwoniłam do domu zadzwoniłam. Była już w Amsterdamie. Miała tam międzylądowanie. Cztery godziny oczekiwała na samolot do Nowego Jorku. - Marta, jak się czujesz? - W porządku, tylko wiesz w samolocie lecieli sami Holendrzy i nie mówili po angielsku. Nikogo nie poznałam i teraz sama czekam na lot. - Dasz sobie rade? - Jasne. Chyba pójdę kupić sobie cos do picia i pooglądam lotnisko. - Marta, nigdzie nie chodź, jeszcze się zgubisz. - Mamo przestań histeryzować, jest wszystko w porządku. ...

125

125 Załatwiała formalności. W międzyczasie pisała pracę magisterską, zaliczała przedmioty na uczelni. W kwietniu była świadkiem na ślubie Michała. Bardzo starała się tam dobrze wypaść, więc przygotowaniom poświęciła wiele czasu. Zdała wszystkie egzaminy w sesji. Prowadziła również warsztaty poetyckie i rozliczała moje programy. Pisała skomplikowane wnioski dla mojej pracy. Przygotowywała do druku czwarty tomik poezji młodzieżowej. Dziś się zastanawiam, jak ona to godziła. Tyle zajęć na raz. Świetna organizatorka i bardzo pracowita dziewczyna. W dzień kiedy miałam ją odwieść na Okęcie do Warszawy, miała mało czasu na przygotowanie się do podróży. Nie była jeszcze do końca spakowana. Jednak jako dobra córka, siedziała przy komputerze i rozliczała mi programy. Wpisywała dane do trudnych, tabelek. Ja tego nie potrafiłam zrobić. Cały dzień na to straciła. Jeszcze kończyła pakowanie w samochodzie. Zabierała ze sobą małą walizkę. Uznała, że na miejscu kupi sobie nowe, amerykańskie rzeczy. Ki...

124

124 Ostatnim momentem dla Marty, była wiosna dwa tysiące szóstego roku. Kończyła piąty rok studiów i do jesieni mogła mieć status studentki. Podjęła decyzję, że leci z programem „Work and travel”. Póki jest studentką nie będzie miała problemów z wizą. Potem już nie miałaby takiej szansy. Przełożyła obronę pracy magisterskiej na jesień. Jej promotor była zadowolona, że Marta poszerzy pracę o źródła amerykańskie. Takie było jej założenie. Miała tam lecieć z Mikołajem i jego znajomymi. Pojechała do Warszawy i razem poszli na amerykańskie targi pracy. Na miejscu Mikołaj postanowił jednak ze swoją grupą polecieć do Teksasu. Marta została przy swoim marzeniu. Znalazła sobie pracę w Playlandzie obok Nowego Jorku. Poznała na targach amerykankę Elizę, która potem jej bardzo pomagała. Wróciła z Warszawy oburzona na Mikołaja i poczuła się przez niego zdradzona. Wiedziała już , że do Nowego Jorku leci sama. Bardzo się o nią bałam. Na szczęście przez przypadek dowiedziałam się, że od niedawn...

123

 123 Mnie też zauroczył. Dobrze, ze jest na tym świecie i mogłam go poznać. Wniósł tyle radości i lekkości do mojego życia i choć tak naprawdę , spędziliśmy ze sobą niewiele czasu i jeszcze z tłumaczem, przed którym chyba nie chciał tez odkrywać się do końca. Rozumie teraz całą przemianę Marty, kiedy wróciła do Polski. To dzięki miłości Davida. Miłość czyni cuda. Myślę, ze oni dalej się kochają i dalej tworzą swoją miłość. Chociaż to teraz bardzo trudne, zwłaszcza dla Davida. Jest przecież taki młody , a jednocześnie taki dojrzały, dobrze ułożony. Niesamowity. Jest dwudziesty szósty lipca – niedziela. Jutro są dwudzieste siódme Marty urodziny. Wczoraj spotkałam się z Davidem. Jeszcze jestem pod wpływem tych wszystkich ogromnych emocji. 31 lipiec 2010 rok – Rzym Siedzę sobie przy kawie we włoskiej knajpce, na wąskiej uliczce. Zamówiłam kawę late` którą z Martą bardzo lubiłyśmy , gdy byłyśmy na wakacjach w Grecji. Wspominam kiedy jedenaści...

122

 122 Byłam bardzo niezadowolona, gdy dzwoniłeś , po dwudziestej czwartej i wtedy się budziłam. Gdy Marta ci o tym powiedziała zawsze potem telefonowałeś wcześniej. - Tak to było bardzo trudne. Pracowałem w dwóch pracach i studiowałem. Różnica w czasie wynosi sześć godzin. Chciałem każdy wolny czas być z Martą. Starałem się dzwonić do niej, jeśli tylko było to możliwe. Najczęściej się udawało. - Doceniam twoje starania i bardzo ci dziękuję. David opowiadał jeszcze o spędzonych w Nowym Jorku Marty ostatnich urodzinach. Rozmawialiśmy też o rasizmie. Oglądał film „ Niebieskoocy”, który mu przesłałam z mojego szkolenia. Nagle popatrzyłam na zegarek. Była już dwudziesta trzecia. Postanowiłam zakończyć nasze spotkanie. Zaczęłam się pakować. David popatrzył na Marty plecak. - To Marty plecak. Pamiętam , jak go kupowaliśmy. Wyjęłam z niego pozostałe Marty chusteczki i mu podałam. - To są Marty . Proszę weź. Poszliśmy do metra. Ja z Piotrkiem przeszliśmy już przez bramki, ...

121

121 Po drodze, jakby zbierała muszelki. A potem podniosła ręce bliżej moich oczu i powiedziała: - „Mamusiu zobacz, jaki on jest piękny”. Patrzyłam teraz na Davida i tak właśnie myślałam: Jaki on piękny. Zrozumiałam, że Marta pomogła nam się spotkać i chciała, żebym zobaczyła go jej oczami. Udało się jej. Przez chwilę miałam wrażenie, że jest obok. Zobaczyłam kwiaty. Przypomniałam sobie zdjęcie. To tu przychodziła z Davidem. Z tego miejsca mają wspólne fotografie. Widziałam, że David się uśmiecha. Skończyłam palić. Podeszłam do stolika. Zobaczyłam z bliska cudowne, lśniące oczy Davida i jego mądrą, szczerą twarz. - David jesteś piękny i masz wielkie serce. Jesteś wielkim i dobrym człowiekiem. David trochę był zaskoczony moimi słowami i równie grzecznie mi odpowiedział : - A ty zawsze będziesz moją mamą. - Dziękuję. Wtedy wzniósł oczy ku niebu. - Wyczuwam obecność Marty. Wyczuwam ją obok siebie. Ona jest z nami. Kiedy Marta do mnie przychodzi czuje takie ciepło i jej...

120

120 Poprosiłam jeszcze Piotrka , żeby powiedział Davidowi, że nie oczekuję, że będzie już sam i nie będzie miał dziewczyny. Myślę, że Marta też by tego nie chciała. Podziękowałam mu również za całą pomoc, jaką uzyskałam od niego po śmierci Marty. To on najbardziej się mną interesował, pisał, dzwonił i zawsze pamiętał o rocznicach i urodzinach. Teraz też. Myślę, że specjalnie wybrał taki termin spotkania, blisko dnia urodzin Marty. Obojgu jest nam trudno, ale razem jest nam łatwiej. Nagle David zaczął wspominać Marty urodziny, kiedy była z nim. Zaczął się przyglądać jej zdjęciom leżącym na stoliku. Wybrał sobie trzy fotografie. Powiedział, że ma dużo zdjęć Marty. Tak to prawda. Wiem, że Marta mu je wysyłała, ale ja też. To spotkanie było dla nas trudne. Tak bardzo nam tutaj brakowało Marty. Przecież wszyscy razem mieliśmy mieszkać w Nowym Jorku. Oni już mieli być małżeństwem. Pewnie dziś byliby tutaj już ze swoim dzieckiem. Nagle wstrzymując łzy i myśli sięgnęłam po papierosa, ...

119

119 Zrozumiałam, z jego wypowiedzi tylko to, że coś co mogło go spotkać najpiękniejszego w życiu, to Marta. Wie, ze już nigdy nie pozna takiej dziewczyny. Jego największym marzeniem jest chociaż jeszcze raz ją spotkać. W pewnym momencie poprosił o wyłączenie kamery. Na jego twarzy wyraźnie było widać ból. Kiedy schowałam kamerę, zapadła cisza. Po chwili zaczęłam mu opowiadać o moich planach nagrania sztuki i wydaniu nowych tomików , wieczorach poezji Marty i że zaczęłam pisać książkę o Marcie. Słuchał uważnie. Czułam potrzebę, żeby, co chwilę go delikatnie dotknąć, pogłaskać, po plecach, tak po matczynemu. Jakby miał w sobie jakiś magnes. W pewnym momencie skomentował moje plany: - Masz szalone życie. - Tak wiem -odparłam. Przypomniałam sobie, że mam dla niego jeszcze aniołka, którego Marta dostała od siostry zakonnej, mojej kuzynki, gdy byłam w Rzymie. Sięgnęłam do plecaka i wyjęłam go. Był w ładnym pudełeczku, pięknie zapakowany. Podając mu powiedziałam: - To jest anioł do ...

118

118 Kiedy dawałam mu płytę DVD „Z albumu piosenek” i mówiłam moim „słabym angielskim”, że tu są piosenki Marty z całego jej życia,- uśmiechał się. - Zupełnie dobrze mówisz po angielsku – tak skomentował moją wypowiedź. Teraz już jednak prosiłam Piotrka o tłumaczenie. Zdjęłam z szyi Marty złoty łańcuszek i drżącymi rękami zapięłam mu na szyi. Łzy czułam w gardle. Łańcuszek miał taką złotą kulkę. David zaczął się nią bawić, przesuwać. Cieszył się. Widziałam , że jest zadowolony. Miał coś przy sobie, coś osobistego co należało do Marty. Uśmiechał się zagadkowo. - Proszę, noś ten łańcuszek i pamiętaj o Marcie. - Ja codziennie o niej myślę. Codziennie. - Jeśli będziesz miał córkę, to daj jej ten łańcuszek i opowiedz jej o Martusi. - Nie mam dziewczyny. Wyjęłam z plecaka sztukę i podałam mu. Powiedział, ze jej nie ma. Zdziwiłam się. Przecież wysyłałam mu rok temu, kiedy ja wydałam. Nie wiem. Cieszyłam się jednak, że mogłam teraz mu ja dać. Na okładce jest zdjęcie ich zdjęcie. ...

117

117 Przywitaliśmy się długim mocnym uściskiem. W tym uścisku wyczuwałam muskularne ciało. Wysportowany. Marta mówiła, że trenuje football amerykański. Jak Martusi musiało być dobrze, w jego ramionach, bezpiecznie-pomyślałam. Byłam wzruszona, oszołomiona. Nie wiedziałam jak reagować. W tym mocnym uścisku, w którym dodawaliśmy sobie siły powiedziałam do niego: - David, my son. Uśmiechnął się uroczo, pokazując perłowo białe zęby. - Hi, my mum, how are you? Odsunęłam się. Patrzyłam na niego myśląc o Marcie. Poprosiłam Piotrka, żeby mu powiedział: - Nie dziwię się Martusi, że tak bardzo ciebie pokochała. Ja też bym to zrobiła na jej miejscu. Zauważyłam radość na jego twarzy. Poczuł się zaakceptowany. David zaproponował po przywitaniu i poznaniu się osobiście, żebyśmy poszli usiąść. Na Six Avenue są stoliki z krzesełkami jest też Mc` Donald`s. Poszliśmy. To było blisko. Byłam wzruszona, zdenerwowana. Wszystko chciałam powiedzieć od razu. Zadawałam mnóstwo pytań. - Czy wyrażasz...

116

 116 Przyjechałam na miejsce przed czasem. Wysiadłam z metra i poszłam na umówione miejsce Six Avenue i 34 Street. Nerwowo czekałam. Zadzwonił do mnie David. Moim słabym angielskim powiedziałam mu gdzie czekam, ale nie zrozumiałam co on do mnie powiedział. Zadzwoniłam do Sylwii i poprosiłam ją o pomoc. Za chwilę do mnie oddzwoniła: - Rozmawiałam z Davidem. Powiedział, że jedzie do ciebie. Masz się nigdzie nie ruszać. On wie gdzie to jest. Czekaj tam na niego. Zaraz do ciebie przyjedzie. Na szczęście zaraz przyszedł młody chłopak, syn mojej koleżanki, Piotrek. Podjął się być tłumaczem w czasie naszej rozmowy. Było już po dziewiętnastej. David się spóźniał. - Wiesz Piotrek - zwróciłam się do osiemnastolatka urodzonego w USA w polskiej rodzinie – Marta musiała bardzo kochać Davida. Ona była taka poukładana, punktualna. Mówiła mi, że David często się spóźniał. Jeśli to tolerowała, to naprawdę była miłość. - Spokojnie. Poczekamy. Jak powiedział, że przyjdzie, to przyjdzie – pr...

115

115 Znajomy, który pisał recenzję do ostatniego tomiku Marty : „Nowe oblicze życia”, postanowił mi pomóc spotkać się z Davidem. Zadzwonił do jego domu. Odebrała telefon jego mama. Podała mu numer do pracy. David jednak stwierdził, że teraz pracuje i nie może rozmawiać. Powiedział, że do mnie zadzwoni. Rok temu Wojtek zadał mi pytanie w swojej audycji, czy znowu przylecę do Nowego Jorku. Wtedy myślałam, że nie, a jednak wróciłam. Nowy Jork ma w sobie jakąś cudowna siłę zauroczenia i przyciągania. Wróciłam z nowo wydaną płytą z piosenkami Marty i audycją radiową z ubiegłego roku, z dwoma następnymi tomikami wierszy i filmem DVD z jej koncertów. Teraz siedzę sobie na ławeczce i piszę o tym jak Nowy Jork zachwyca się powoli Marty piosenką i poezją. Chciała być sławna. Tak pisze w swoich pamiętnikach. Wiem, że resztę swojego życia spędzę na tym, żeby spełnić jej marzenie. Jest lipiec dwa tysiące dziewiątego roku. Jestem już trzy tygodnie w Nowym Jorku. Prawie całą twórczość Marty ...

ROZDZIAŁ IV NOWY JORK PO RAZ PIERWSZY ZAPŁAKAŁ NAD MARTĄ

114 ROZDZIAŁ IV NOWY JORK PO RAZ PIERWSZY ZAPŁAKAŁ NAD MARTĄ Rok później poleciałam do nowego Jorku po raz drugi. Inicjatorem mojego wylotu był Wojtek, redaktor radia polonijnego, który okazał mi wszelką pomoc. Bardzo się wahałam. Nie wiedziałam, czy ta podróż ma sens. Jednak jakaś nieprzeparta siła pchała mnie do tej decyzji. Już na lotnisku JFK poczułam wewnętrzną wolność. Cały dobry nastrój psuła mi koleżanka, którą zabrałam ze sobą, ale nie warto o tym pisać. Nowy Jork po raz drugi mnie oczarował. Postanowiłam w te wakacje nie podejmować pracy, skoncentrowałam się na promocji Marty twórczości. Zaczęłam od Klubu Inteligencji Katolickiej, konsulatu. Docierałam też do zwykłych ludzi tworzących Polonię w Nowym Jorku. Marty twórczość zaczęła się sprzedawać. Charakterystyczne było to, że ludzie zaglądali do tomiku, czytali wiersz, na stronie, która im się otworzyła i mówili: PIĘKNE. Kupowali, a ja chętnie opowiadałam im historię Marty. Byłam oszołomiona. Udzieliłam tez wywiadu ...

113

113 - To ja jestem Bogiem Wszechmocnym. To ja stworzyłem niebo i ziemię. Rozejrzałam się, nikogo nie było. Stałam sama na plaży, osłupiała. Czułam się taką małą drobinką piasku. Kiedy wróciłam do domu zakonnego siostra Irena podarowała mi piękną białą bluzkę. Skojarzyła mi się z szatką do chrztu. Podzieliłam się z siostrą moimi wrażeniami z plaży, wtedy siostra mi powiedziała, że przeszłam chrzest w ogniu i Pan Bóg do mnie przemówił. Od tego dnia przestałam zadawać pytanie dlaczego? Przestałam też oskarżać siebie i innych. Dziś już wiem, ze Pan Bóg daje życie i je z powrotem do siebie zabiera. Jestem tylko człowiekiem i nie mam na to wpływu. Czasami Marta jeszcze pojawiała się jak mgiełka, przez chwilkę w białej sukni, raz w szkole i widziała to nawet moja koleżanka, raz w domu, widziałam ją na balkonie. Wszystkie Marty rzeczy są w domu. Ona przecież tam dalej ze mną mieszka, chociaż widzę ją tylko na zdjęciach. Kiedy wróciłam z Rzymu w drukarni czekał na mnie pierwszy tomik Mart...

112

 112 Patrzyłam oniemiała na ten cud. Nagle, Marta odwróciła się i wtedy zobaczyłam skrzydła, duże skrzydła. Usłyszałam głos Marty z nieba: - Mamusiu, te skrzydła są takie ciężkie. Byłam w szoku. Po chwili pobiegłam do siostry Ireny i opowiedziałam o wszystkim. - Niech się pani modli, to Pan Jezus pani to wszystko wytłumaczy. Poszłam do katedry św. Piotra na osobistą modlitwę i do spowiedzi w polskiej nawie. Ksiądz mi wytłumaczył, że Marta nie chce moich łez, że te skrzydła, to moje łzy. Od tego momentu starałam się powstrzymywać od łez i rozpaczy. Jednak wciąż miałam żal do Pana Boga, do lekarzy, do Marty ojca, do siebie. Może do siebie największy, że coś przegapiłam, nie dopilnowałam leczenia. Wyrzuty sumienia i samooskarżanie były straszne. Byłam poza życiem. Czułam potworny ból i rozpacz. Jednak nie ustawałam w modlitwie. Pewnego dnia siostry Amerykanki zaprosiły mnie nad morze, żeby zobaczyć wschód słońca. Co prawda słabo znam język angielski, a...

111

111 Uznałam, ze w Rzymie może znajdę siły, żeby je przeczytać. Bałam się prawdy o sobie. Nie byłam najlepszą matką. Wiele spraw zostawiałam na później, kiedy dzieci dorosną i nie będę musiała tyle pracować, żeby je utrzymać. Ich ojciec nigdy nie płacił alimentów. W naszym państwie prawa z tego powodu też mu włos z głowy nie spadł. Nawet jak Marta studiowała w Krakowie. Co prawda napisałam jakieś pismo w tej sprawie do ministerstwa i jakiś komornik został niby ukarany, ale nigdy nie dostałam należnych dzieciom alimentów. W naszym kraju nie wiem, kogo prawo obowiązuje, chyba tylko ludzi uczciwych. Teraz to już tez nie ma dla mnie znaczenia. Wracając jednak do pamiętników, znalazłam je i zabrałam ze sobą do Rzymu. Na szczęście tylko w dwóch miejscach Marta i słusznie pisze, że źle postąpiłam. Za co ją przeprosiłam. Miała rację. Dużo więcej jednak wypowiadała się o mnie dobrze. Cieszyłam się, kiedy pisała, że: „ moja mama jest moją najlepszą przyjaciółką”, czy też w jej historii z Da...

110

110 - Miś, przecież nie było prokuratora, ja mam mu zanieść wyniki. - Mamo, nie wiem, daj sobie spokój i tak do niczego nie dojdziesz. Marcie życia nie wrócisz, a tak naprawdę ukażą najmniej winnych. Prawdziwym winowajcom nic się nie stanie. Żyjemy w takim systemie. Poza tym w Polsce i tak brakuje lekarzy. Zajmij się czymś innym. Mam też dla ciebie wiadomość. Po tym co się stało z Martą, postanowiłem, nie czekać. Basia jest w ciąży. Dwa tygodnie po śmierci Marty począł się nasz potomek. - Tak się cieszę synu. Gratuluję. Masz rację. Przez dwa tygodnie walczyłam ze szpitalem o dokumentację, której nie chcieli mi wydać. Interweniowałam, gdzie mogłam, w końcu z bezradności zapytałam panią dyrektor szpitala: - Czy po dokumentację leczenia mam przyjechać z telewizją? Chyba pani wie, że mój syn jest aktorem? Jeszcze tego dnia pani zadzwoniła, że mogę przyjść po kartę choroby. Tylko teraz po co mi ona, kiedy prokurator umorzył śledztwo. Zastanawiałam się też długo, czy nie zabr...

109

 109 Nie pamiętam co powiedział Robert. Ordynator chciał mi zatrzasnąć drzwi przed nosem. Drzwi, których bym nie otworzyła, bo trzeba znać kod. Cały czas coś wspominał o herbatkach, które jakoby piła Marta. Następnego dnia przyniosłam mu wszystkie herbaty i zioła z domu i rzuciłam na biurko. Przez kilka dni jeździłam z Robertem do szpitala chcąc otrzymać kartę leczenia i wyniki sekcji, na którą nie wyraziłam zgody. Prokurator w niej nie uczestniczył, a powinien. Ordynator wręczył pewnego dnia mi jakąś kartkę. W prokuraturze okazało się, ze zakpił w żywe oczy ze mnie i księdza Roberta. Były to wyniki badań laboratoryjnych, gdzie wszędzie było napisane, że wykryto krew, w sercu, nerkach płucach. To było nie do wytrzymania. Wciąż widziałam straszne cierpienie Marty. Po tym wszystkim co się stało zachowanie ordynatora było obrzydliwe. Nie mówiąc o prokuratorze młodym siedzącym za biurkiem i życzącym sobie , żebym mu przynosiła coraz to inne dokumenty. Ja kobieta w ciężkiej żałobie. ...

108

108 Pisał też, że chce, żeby cały świat wiedział, jak wspaniała jest Marta i jak dużo wszyscy tracimy wraz z jej odejściem. Zresztą zauważyłam, że tak ładnie pisze. Zapewne też pięknie mówił, a przecież klucz do serca Marty to słowa. Musiała polecieć za ocean, żeby spotkać takiego mądrego mężczyznę. Wróciłam do pracy do szkoły. Niewiele jednak robiłam. Cały czas byli ze mną uczniowie. Pomagali mi. Tłumaczyli Marty wiersze, które znalazłam w komputerze na język angielski dla Davida. Pisali do niego maile. Byli kochani, dobrze się z nimi czułam. Przychodzili do domu. Codziennie jeździłam na grób Marty z różnymi znajomymi . Nie byłam w stanie chodzić. Pamiętam w maju, moja koleżanka, zaczęła mnie wyciągać na krótkie spacery . Zaczęłam remontować kuchnię i przedpokój. Jeździłam do prokuratury i na policję. Szukałam winnych. Prokuratura zaczęła mataczyć. Oddali sprawę do biegłych. Po dwóch latach przyszła odpowiedź, że nie ma winy lekarzy. Ja jednak z nieoficjalnych konsultacji z emerytow...

107

107 Często też PŁACZE razem ze swoją rodzina i znajomymi. Zresztą o tym tez wspominał Michał kiedy był w domu, że David mu mówił, że zawalił mu się nagle cały świat. Tak to prawda. W końcu mieli się pobrać z Martą. Miał się wyprowadzić od rodziców i zamieszkać z moją córką. Razem mieli tworzyć swoje życie. Nagle wszystko mu się rozpadło w jednej chwili. Został z niczym. Tylko ze wspomnieniem złotowłosej dziewczyny, która tak bardzo go kochała, że gotowa była do niego polecieć za ocean. Równie mocnym uczuciem obdarzała tylko scenę w teatrze. Po tej rozmowie z Markiem zaczęłam się niepokoić o Davida. Tym bardziej, że widziałam ostatnio przez chwilę Martę leżącą na tapczanie z różańcem w ręku. Nie wiedziałam o co chodzi. Przecież codziennie wieczorem odmawiam modlitwę różańcową. Zadzwoniłam do księdza Macieja i powiedział, żebym poszła do katedry. Modliłam się przy obrazie Matki Bożej. Może to chodziło o Davida? Wieczorem zadzwoniła do mnie moja kuzynka z Rzymu. Wiedziałam, ze w Zgrom...

106

 106 Odmawiałam codziennie różaniec. To dawało mi siłę do istnienia. Czułam troskę Davida. Jego codzienne telefony zaczynające się od słów: „ How are you, Elizabeth? Wnosiły tyle życia, tyle nadziei. Wysyłałam mu pamiątki po Martusi, kartki, zdjęcie. Wiem, ze cieszył się z tych rzeczy. Musiałam wyjechać na szkolenie do Warszawy. W tym czasie dzwoniliśmy do siebie na telefony komórkowe. Rozmowy były jednak bardzo krótkie. Po moim powrocie do Gliwic, Davida komórka przestała działać. Nie dzwonił też na telefon stacjonarny. Zaczęłam się martwić. Wieczorem siedziałam w pokoju i usiłowałam sobie przypomnieć jak Marta dzwoniła do Davida z karty na telefon domowy. Nic mi się nie udawało i nagle przez chwilę zobaczyłam Martę siedzącą w fotelu. Pochyliła się w moja stronę. Oparła na stole i nagle jakaś siła wybrała numer telefonu. Odezwał się ojciec Davida . Nie wiem jakim cudem potrafiłam się z nim porozumieć po angielsku, ale poprosił Davida do telefonu. David powiedział mi, ze ju...

105

105 Zresztą może dobrze. - Chcesz wiedzieć, co mówił David? - Tak, oczywiście. - Musiałem mu bardzo dokładnie opisać pogrzeb. Nie mógł przylecieć, bo nie ma paszportu. Bardzo przeżywa śmierć Marty. Dzwoni do wszystkich znajomych w Nowym Jorku. Wszyscy tam PŁACZĄ. Zwłaszcza ci, którzy znali Martę. Jego rodzina składa nam kondolencje. Oni cię pozdrawiają. - Dobrze Michał, dziękuję. Jestem zmęczona. Położę się już spać. Michał został ze mną trzy dni. Załatwialiśmy jakieś formalności w ZUS- ie i inne. Nie byłam w stanie chodzić. Prawie wszędzie wozili mnie znajomi i codziennie musiałam być u Marty na grobie. Cały grób był w kwiatach. Tyle dostała na koniec swojej drogi tu na ziemi od różnych ludzi. Było mroźno. Kwiaty zachowały swoją świeżość. W pewnym momencie zaczęłam myśleć o Michale. Zaczęłam się o niego bać. Nie okazywał emocji, tak jak ja, nie płakał nie mówił. Wiedziałam jednak, że bardzo wszystko przeżywa w sobie. Pomyślałam, że muszę odwrócić jego ...

104

104   Nie chciałam żadnej stypy. Jednak moje koleżanki ze szkoły dla gości z Krakowa, delegacji z Uniwersytetu Jagiellońskiego i aktorów, przygotowały obiad w restauracji w Rynku. Pojechała też najbliższa rodzina. Na parkingu przed cmentarzem podszedł do mnie ksiądz Maciej i powiedział: - Pani Maliszewska w czasie pogrzebu dostałem takie słowa: ”Marta będzie w czyśćcu tylko osiem dni, pod warunkiem, że pani codziennie przez oktawę będzie w kościele na mszy i przystąpi do komunii. Nie wiem, czy pani wie, że oktawę są tylko święci i błogosławieni. - Nie wiem, ale kiedy dzwoniłam do Rzymu, do sióstr w Zgromadzeniu de Notre Dame, to moja kuzynka powiedziała: Marta była święta. Siostry też ją opłakują i modlą się za nią. Część sióstr, amerykanek pamięta Martę z jej pobytu w Rzymie. Dobrze, oczywiście tak zrobię. Za chwilę podszedł do mnie ksiądz Robert. Żegnając się ze mną powiedział: - Nie martw się Elżuniu. Wyjeżdżam do Jerozolimy. Odprawię tam mszę za Martę. - Dziękuję – odp...

103

103 Zdjęłam z palca swój pierścionek – obrączkę, kupiony właśnie w Grecji i wrzuciłam do trumny. Wzięłam również wiązankę storczyków. Trumna została zamknięta. Kwiaty wzięły jakieś dzieci, a ja całym swym ciężarem wzięłam pod rękę Michała. Musiał mnie prawie ciągnąć, nie byłam w stanie iść o własnych siłach. Pamiętam, ze padał śnieg. Potem zaczął mżyć deszcz. Trochę było to dziwne. Był trzeci luty. Za chwilę deszcz zmienił się w drobny grad. Pomyślałam, że niebo płacze razem ze mną. Kiedy podeszliśmy do miejsca pochówku, przestało padać, ale niebo było zachmurzone. Nie pamiętam co mówił ksiądz Maciej, który modlił się po raz ostatni dla Marty tu na ziemi. Miałam wrażenie, ze było mnóstwo ludzi. W którą stronę nie popatrzyłam stali ludzie. Kiedy ksiądz skończył mówić, moi uczniowie, wolontariusze z programu „Starszy Brat, Starsza Siostra”, z którymi w listopadzie Marta była na szkoleniu w Pławniowicach i który to program prowadziła ze mną od wielu lat, nagle stanęli z gitarami nad ot...

102

102 Ludzie zaczęli odmawiać różaniec, a ja wkładałam do trumny pieska – maskotkę, który miał symbolizować naszego psa Czarka, który odszedł jakiś rok przed Martą, a którego Marta Tak bardzo kochała. Położyłam welon na jej stopach. Widziałam na nich nawet przez rajstopy czerwone kropki. Położyłam jej też wiązankę ślubną, a obok pięknej twarzy na poduszce zdjęcie Davida w garniturze na tle polskiej flagi . Tak sobie myślałam, że oddaję ją Davidowi i, że jest to ich ślub. Przecież tak bardzo tego pragnęli. Tak bardzo się kochali. Wypryskałam na nią jej ulubione perfumy. Wtedy weszło trzech księży. Ksiądz Maciej, który prowadził, ksiądz Robert, który czytał Marty wiersz : „ Miłosny rachunek sumienia”, który kończy się słowami: „Może już czas wyrównać szale?” Jeszcze przyszedł ksiądz Michał, który w mojej szkole uczył religii. Trzech księży ją odprowadzało. Nie wiem w którym momencie, ale chyba na początku cały czas głaskałam ją po twarzy. Miałam wrażenie, ze pod wpływem mojego dot...

101

101 Dzwoniła też mama Davida. Ona również opłakiwała Martę . Składała kondolencje. Pracownicy Barrow Street Theatre w Nowym Jorku również w żalu opłakiwali Martę. Michał musiał im faksować świadectwo zgonu, żeby anulować umowę. Po raz drugi NOWY JORK, ZAPŁAKAŁ NAD MARTĄ. Jej miasto. Ukochane miasto, które odkryło i doceniło ją, jej talent, jej umiejętności, stworzyło możliwości śpiewania . Jej ukochany David, który otoczył ją miłością o której marzyła. Nic więcej nie pamiętam. Mam czarną dziurę w pamięci. W piątek po południu przyjechały moje koleżanki ze szkoły i na siłę zabrały mnie do sklepu, żeby mi kupić nowe ubrania. Nie potrafiłam chodzić. Było mi tak obojętnie jak wyglądam, ale one zadbały o mnie. To było takie wzruszające. Pamiętam, gdy jedna z nich powiedziała, że cała moja szkoła płakała, gdy dowiedzieli się o Martusi. Podobno w czwartek i w pokoju nauczycielskim i wśród uczniów na lekcjach i przerwach panowała cisza i milczenie. Nigdy szkoła tak nie wyglądała. W sobo...

100

100 Opiekunka z roku Marty na Uniwersytecie Jagiellońskim, pani profesor Walas, też stwierdziła, że delegacja przyjedzie. Ale największym problemem okazał się nasz kościół parafialny na naszym osiedlu Sikornik. Po południu nadludzkimi siłami poszłam z siostrą załatwić wszystkie formalności. Nagle okazało się, że pogrzeb może być dopiero w poniedziałek. Nie mogłam tego zrozumieć. Mieliśmy czekać od środy do poniedziałku! Marta, która zawsze chodziła w każdą niedziele do kościoła i siedziała w pierwszej ławce. Na szczęście zadzwoniłam zrozpaczona do księdza Roberta i Macieja. Oczywiście wszystko pozałatwiali i powiedzieli, że poprowadzą Martusi pogrzeb – księża spoza parafii. Ustalono sobotę , tak jak chciałam. Kiedy wróciłam do domu, Michał przygotowywał treść ogłoszenia pożegnalnego i informującego o pogrzebie do „Gazety Wyborczej”, zwrócił się do mnie z taka prośbą: - Mamo, Marta pisała wiersze, może jakiś cytat z jej wiersza dodamy? - Tak, Michał to dobry pomysł, zaraz poszuk...